SasuSaku

SasuSaku
Sasu-Saku-love2

czwartek, 26 września 2013

14. ''Nie pozwolę drugi raz cię stracić!''

Zdziwiony chłopak propozycją wspólnika z interesów chętnie chciał się dowiedzieć jak wygląda córka pana Haruno. Kiedy zobaczył zdjęcie, od pierwszego wejrzenia spodobała mu się. Zielone, duże oczy, niespotykane włosy i ta twarz. Chciał ją. Można powiedzieć, że jednym słowem ‘TAK’ kupi ją, a wszystko po to by połączyć dwie korporację. Rosła w nim namiętność na samą myśl o niej. Potem przypomniał sobie ją jak siedziała na ławce i płakała.
-  Co jeśli się zgodzę? – spytał patrząc intrygująco na wizerunek dziewczyny.
- Urządzimy przyjęcie weselne. – powiedział nie zastanawiając się, że właśnie sprzedaje córkę do własnych interesów.
- Wszędzie musi być jakieś, ‘ale’, także niech pan powie gdzie jest haczyk? – mężczyzna zapalił cygaro, pociągnął dym nikotynowy głęboko w płuca, po czym wypuścił i przepił kawą.
- Moja córka jest chora i niektórych wydarzeń nie pamięta, ale tylko tych z przeszłości.
- Przecież liczy się teraźniejszość. – roześmiał się zuchwale.
- Dokładnie, więc zrobimy tak…

***

- Wstawaj śpiąca królewno…- usłyszałam przyjemny szept przy uchu.
- Mmm… - rozciągnęłam się i otworzyłam oczy. Kiedy zaczęłam się rozglądać przede mną stał czarnowłosy chłopak z wczoraj, uśmiechał się trzymając koszyk z owocami i pęk czerwonych róż.
- Dlaczego tu jesteś? – spytałam zdziwiona jego najściem.
- Jestem tu, bo o mnie się nie zapomina. – Jego pogodny uśmiech sprawił lekki dreszcz na moim ciele. Wyciągnął mandarynkę z koszyka, obrał ją i położył na dłoni.
- Wcinaj.  -usiadł obok mnie na fotelu.
Wzięłam kawałek do ust i spoglądałam na jego pogodny wyraz twarzy. Jak, z każdą sekundą rośnie we mnie ekscytacja i nie wiarygodna energia. Samo oglądanie jego twarzy stworzyło nie wiarygodną aurę.
- Jak ty masz na imię? – spytałam biorąc kolejny kawałek owocu do ust.
- Sasuke.  – zamarłam.  Skąd ja znam to imię? Z każdym dniem moje życie zaczęło mnie intrygować.
                Nagle do sali weszła chora dziewczyna. Bez włosów, ale pomimo tego była śliczna i skądś ją kojarzyłam.
- Kim jesteś? – spytałam.
- Sakura.. Sakura! Muszę chyba tu się przenieść żebyś mnie zapamiętała. Jestem Edith, znów zapomniałaś? – usiadła na moim łóżku z drugiej strony niż Sasuke. Dopiero teraz sobie ją przypomniałam. To moja przyjaciółka, z którą tu rozmawiam.
- O! To ty jesteś tym sławnym fotografem? – zapytała czarnookiego.
- Tak, Sasuke Uchiha. – znowu przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nie rozumiałam tego, co się ze mną dzieję.

***

Przychodziłem każdego dnia. Widać było, po Haruno, że z każdym kolejnymi odwiedzinami coraz więcej pamięta, a energia do niej powraca. Stawała się silna.
                Wszystko wydawało się idealne, kiedy następnego dnia Sakura zniknęła ze szpitala.
Nikt nie chciał mnie poinformować, kim była osoba, która zabrała Zielonooką. Myślałem,  że się czegoś dowiem od Edith, ale jej również nie było. Biegałem po szpitalu i pytałem wszystkich gdzie jest Sakura. Nikt mi nie odpowiedział. Dopiero, gdy spotkałem pielęgniarkę-Alice powiedziała mi, że Sakurę i Edith zabrali jacyś mężczyźni. Mieli zgodę prawną, więc domyśliłem się, że to wszystko to sprawka jej ojca. Najgorsze było to, że znowu mogłem ją stracić.
                Od razu zadzwoniłem do mojego detektywa by namierzył pana Haruno.
Zajęło mu to dokładnie godzinę i już wiedziałem gdzie są.
Poleciałem pierwszym samolotem do Londynu gdzie przybywali. Nie pozwolę drugi raz ją stracić.
Tego samego dnia byłem na miejscu.

***

Gdzie ja jestem? Dlaczego ja tych ludzi nie znam i mnie zabierają? Dobrze, że Edith była obok. Nie bałam się tak bardzo. Po jakimś kwadransie dojechaliśmy na miejsce.  Była to ogromna rezydencja, wszędzie drzewa, kwiaty, a po środku fontanna. Przed tą Villą stali służący i dwoje mężczyzn. Jednego kojarzyłam, ale tego drugiego widziałam pierwszy raz na oczy. W garniturze, czerwone włosy, a zielone oczy widać było już z daleka.
Kierowca otworzył nam drzwi i pomógł wysiąść. Stałam tam w szlafroku ze szpitala. Dranie nawet nie dali mi się przebrać.
- Panna Sakura jak nie miewam? – uśmiechnął się nieznajomy czerwono włosy.
- Możesz gadać normalnie, a nie ze średniowiecza? – spojrzałam na niego jak na kretyna, co chyba mu się to spodobało.
- Widzę córciu, że od rana ci humor dopisuje. To jest Sasori no Akasuna. Przywitaj się.  – dopiero wtedy przypomniałam sobie, że to mój ojciec. Wszystko byłoby piękne, ale dlaczego go nienawidziłam? Działał mi na nerwy.
- Dzień dobry. – podałam rękę, na co chłopak pocałował moją dłoń. Miał coś takiego w sobie, że trudno mi było oderwać wzroku od niego.
                Kiedy weszliśmy do pomieszczenia wszystko, ale to wszystko było ze srebra lub złota.  Stałam i w zachwycie oglądałam obrazy, podłogę, która też była ze srebra, sufit z ozdobami. Myślałam, że jestem w pałacu.
- Wooow…. – powiedziałam szeptem obracając się w środku holu.
- Chodź coś ci pokażę.  – czerwono włosy złapał mnie za rękę i poprowadził na górę schodami do ogromnej sypialni. Wielkie łoże, ogromne okna i te niesamowite widoki.
- Po lewo jest twoja garderoba, a po prawo łazienka. – uśmiechnął się.
- Ja tu śpię sama, tak?
- Na razie tak.
- A gdzie śpi Edith? – spytałam.
- Ona śpi obok twojego pokoju. Chcę ci coś jeszcze powiedzieć. Edith może mieć operację i wyzdrowieć, jeśli tylko ty chcesz żeby wyzdrowiała.
- Chcę! Pewnie, że chcę! Edith to moja przyjaciółka. – powiedziałam.
- Także jutro pojedzie na badania. Ubierz się, bo za jakieś dwie godziny mamy samolot do Paryża.
- Jak to ‘my’ ?
- No ja, ty, twoja przyjaciółka i twój tata. Mamy tam pozostać przez jakiś czas. Znam dobrą klinikę, która pomoże tobie i Edith.
- Dobra, daj mi chwile. – Sasori wyszedł, a ja zaczęłam się rozglądać po pokoju. Zastanawiałam się skąd ma tyle kasy na to wszystko. Oglądając natknęłam się na album zdjęciowy. Dziwne, albumy powinny zawsze leżeć na półkach albo w szafkach, szufladach, ale nie na wierzchu. Może położyli go tu specjalnie, żebym coś sobie przypomniała.
Postanowiłam otworzyć album jak się wykąpie i ubiorę.
Cały ten dom był zadziwiający.
Kiedy się odświeżyłam podeszłam do garderoby. Garderoby? Wyglądała jak ogromy sklep z ubraniami! Wielki i z różnymi rzeczami, butami, wszystkim. Ubrałam pierwszą lepszą sukienkę, szpilki, upięłam włosy w koka i wyszłam.(Sukienka Sakury KLIK) Zapomniałam jednak zajrzeć do albumu.
Zeszłam szerokimi schodami na dół, a wzrok czerwonowłosego wbił się we mnie.
- Jedziemy? – zaproponowałam, a już na dworze stała czarna limuzyna.

***

Jechałem samochodem jak najszybciej do tej całej rezydencji Akasuna.  Jednak nie spodziewałem się tego, co usłyszę.
- Panicz Sasori razem z państwem Haruno wyjechali do Paryża. Nic więcej mi nie wiadomo.  –oznajmiła służąca.

- Niech to szlak! – wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Harrego.





Rozdział dedykuje wszystkim czytelnikom. :)
Myślę, że rozdział się podobał. Wasze opinię proszę wyrazić w postaci komentarza :)
Do zobaczenia :>

niedziela, 22 września 2013

13. ''Nie pamiętam cię..''

Stałem i spoglądałem na jej zblaknięte tęczówki.  Dziewczyna przyglądała mi się bardzo dokładnie, po chwili wstała i zaczęła powoli iść w moją stronę podtrzymując się stojaka na kroplówkę. Podbiegłem do niej i przytuliłem jej kruche ciało. Sakura nie wyglądała tak jak kiedyś. Wychudzona, brak życia i te oczy. Chciało mi się po prostu wyć, zabić, cokolwiek. Lekarze przygotowali mnie do tego widoku, ale nie oczekiwałem, że będę tak to znosił.
- Sakura, przepraszam za wszystko. Tęskniłem, każdego dnia, od kiedy wyjechałaś. Od dziś będę z tobą zawsze. – dziewczyna z ledwością odsunęła się ode mnie, spojrzała w moje oczy i podeszła do wyjścia.
Poczułem dziwne zakłopotanie.

***
~Kim był ten człowiek, przy którym moje serce zaczęło szaleć? – odwróciłam się jeszcze i spojrzałam w kare tęczówki, które były tak smutne, a za razem szczęśliwe, że dawało mi to dziwny spokój, a za razem niepokój.
Zaprowadzili mnie do sali, gdzie spędziłam praktycznie moje życie. Usiadłam i myślałam o wyrazie jego twarzy. Pełen nadziei, a kiedy go wyminęłam spłynęła mu łza.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Była to moja lekarka.
- Sakura, mogę wejść?
- Taak.. – przytaknęłam. Kobieta usiadła obok mnie i ściąga strzykawką krew do małej, szklanej fiolki.
- Nie rozpoznajesz tego chłopaka? – spytała.
- Nie.
- Może porozmawiaj z nim. Wydawało mi się, że pięć lat temu opisywałaś właśnie jego.
- Może. Chce odpocząć. – położyłam się delikatnie i zamknęłam oczy.
- Żebyś potem nie żałowała, że nie spróbowałaś. – wyszła.
                Zasnęłam. Głupi zamęt!
***

Siedziałem naprzeciwko drzwi gdzie spała Sakura. Jej stan był nie do opisania. Nie rozpoznawała mnie, a to już przyprawiało mnie o złość. Postanowiłem wejść do pokoju. Po cichu, zobaczyć, pogłaskać.
Otworzyłem drzwi i zajrzałem. Serce biło tak mocno jak nigdy wcześniej. Była pogrążona we śnie. Podszedłem do niej i delikatnie zdjąłem kosmyk włosów z jej twarzy. Zamruczała, co sprawiło moje serce w szał. Brakowo mi jej tak bardzo. Usiadłem tuż obok i złapałem za rękę.

***

- Co jest..? – otworzyłam oczy, a obok łóżka zobaczyłam nie dawno widzianego chłopaka, który spał i ściskał moją dłoń.  Nie wiedziałam, co zrobić. Czy odrzucić dłoń z jego uścisku, czy dalej się mu przyglądać. Przestraszyłam się, kiedy moje serce zaczęło szybciej bić. Wyrywając chłopaka ze snu próbowałam w jakiś sposób opanować moje emocje, które coraz bardziej napierały na moje ciało. Miałam ochotę tego obcego faceta pocałować, wyściskać. Tyle, że go nie znałam i to mnie powstrzymywało.
- Sakura.. – spojrzał na mnie uśmiechnięty. Jego czarne tęczówki wyglądały tak cudnie, że z każdą kolejną sekundą uzależniałam się od nich. Działał na mnie hipnotyzując moje ciało.
- Co tu robisz? – powiedziałam podtrzymując się jedną ręką.
- Ja.. Sakura… Ja cię kocham… - odwrócił głowę, a ja znowu dostałam ‘ataku’ szybszego bicia serca.
- Nie znam cię…  - powiedziałam odwracając wzrok.
- Ależ znasz, Sakura! Nie pamiętasz naszej ostatniej nocy? Nie pamiętasz jak było miło, dopóki twój ojciec nie przyjechał? Musisz coś pamiętać! – złapał mnie za ramiona i wlepił swoje zamglone od łez oczy.
- Naprawdę, nie pamiętam cię. Daj mi spokój! – krzyknęłam w końcu. Sama nie wiedziałam już, co ze mną nie tak. W głębi siebie czułam, że skądś go znam, a z drugiej strony nie chciałam nawet o ty myśleć.
Nieznajomy po tych słowach wyszedł z sali.

***

Tymczasem w domu Haruno.
- Jeżeli pan nie zapłaci tych czterech milionów i nie połączy się z korporacją Akasuna no Sasori będzie pan musiał zamknąć firmę i spłacić dług. Z tego, co wiem ma pan córkę. Niech wyjdzie za mąż za pana Sasoriego.
- Moje córka jest chora i nikogo nie rozpoznaje.
- To może lepiej żeby zaczęła rozpoznawać? Ma pan czas do poniedziałku. Do widzenia.

Chwila ciszy, po czym wyjął komórkę.

- Sasori? Masz czas się spotkać?
- Jasne, a o co chodzi?
- O moją córkę. 

Jakieś trzydzieści minut później. 

- Jestem tu w nietypowej sprawie. 
- Słucham, w czym mogę pomóc?
- Czy chciałbyś się ożenić z Sakurą?









Tak wiem, że krótkie, ale chora jestem, a chciałam dzisiaj coś wstawić. Za tydzień postaram się dłuższy rozdział wstawić. Jakieś pytania? Zapraszam na aska:KLIK

piątek, 13 września 2013

12. '' Ponieważ jest najważniejsza..''

- Chłopcze, czy ty mnie straszysz?  - roześmiał się.
- Sam zacząłeś.  – uśmiechnąłem się złowrogo.
- Śmieszny jesteś. Myślisz, że wyciągniesz ode mnie informacje na temat mojej córki?
- Ty nawet nie zasługujesz na miano ojca, zdrajco. Nie dość, że nie ma matki to zabierasz ją od przyjaciół?!
- Zrobiłem to dla jej dobra. – rozsiadł się na sofie jak gdyby nic się nie stało. Śmieć.
-  Stoczył się Pan. Na dobre. – spojrzałem na niego jak na ostatniego kretyna.
- Sakura jest pod dobrą opieką. – uśmiechnął się chamsko.
- Jaką opieką? Ja muszę ją zobaczyć. Wystarczy tylko, że ją zobaczę i dam spokój. – spojrzałem głęboko w jego brązowe tęczówki, które były obojętne na to, co mówię.
- Niech stracę. Byle żebyś mi dał spokój. – przełamał się.
- No, więc gadaj! Gdzie jest, Sakura?!
- Jest w Seattle w klinice w małej wiosce. Ta klinika jest mało znana, ale niby skuteczna. – zacząłem się denerwować. Sakura i klinika?
- Jak to w szpitalu? – zapytałem zszokowany.
- Ona umiera. – moje serce zamarło. Nie potrafiłem się nawet ruszyć.
                Mężczyzna wstał podał mi kartkę z adresem i wyszedł z gabinetu. Nic nie powiedział, po prostu wyszedł.
Tego samego dnia wyjechałem do Seattle.

***

- Sakura musisz wziąć tę lekarstwa! – wydzierała się lekarka.
- Nie chcę, nie mogę. – powiedziałam ochrypniętym głosem.
- Jeśli ich nie połkniesz staniesz się jeszcze słabsza.
- Nie chce…
- W takim razie będę musiała dać ci je siłą. – i wyszła z pokoju.
Leżałam sama pośród czterech, białych ścian. Czułam się samotna. Nie rozumiałam zmian, które zachodziły w moim umyślę. Była w nim pustka. Pamiętałam tylko, niektóre urywki wydarzeń.
Czułam przygnębienie i coraz częściej przeszkadzał mi ból. Nie rozróżniałam osób dookoła mnie. Wiem tylko, że zapomniałam także o kimś, kogo bardzo kochałam. Życie bez niego nie miało sensu.
Pośród wszystkiego była nicość, a po niej miłość. 

***

- Przepraszam, gdzie znajduję się Sakura Haruno? – zapytałem recepcjonistki.
- Kim pan jest dla pacjentki? – spojrzała na mnie, a potem w komputer.
- Jestem… Z dalekiej rodziny… - powiedziałem.
- Drugie piętro, pokój 203. Proszę jednak zachować spokój. – przytaknąłem, ale kiedy miałem wchodzić do windy zaczepiła mnie kobieta w białym fartuchu.
- Przepraszam, czy może Sasuke Uchiha?
- Tak, czy coś się stało?
- Niemożliwe… Jestem lekarką prowadzącą chorobę Sakury. Pięć lat temu opowiadała mi o tobie. Może pójdziemy do mojego gabinetu? – odetchnęła.
- Ja muszę z nią porozmawiać. Tak długo jej szukałem. – spojrzałem jej głęboko w oczy. Musiałem ją zobaczyć. Tak bardzo tęskniłem. Czekałem na nią 1825 dni. Za każdym razem próbowałem znaleźć. Chciałem dotknąć, pocałować, spojrzeć na nią, choć przez chwilę.
- Potem, najpierw musisz się przygotować na to, co za parę minut zobaczysz. Chodź ze mną do gabinetu.  – oznajmiła poważnie.

***
- Cześć Saki! – usłyszałam znajomy głos. Powoli uniosłam się i spojrzałam na twarz dziewczyny.
- Kim jesteś? – spytałam z przerażeniem.
- No to ja Edith, znowu mnie zapomniałaś?! – podeszła do mnie trzymając się kul.
- Znajomą masz twarz… - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Zabieram cię na poddasze! – złapała mnie za rękę i powoli pomogła mi wstać.
- Ale nie mogę wyjść, nie wzięłam tych wstrętnych lekarstw! – spojrzałam na nią. Dziewczyna nadal się uśmiechała. Była taka śliczna, choć nie miała włosów. Jej urok i poczucie humoru pomógł mi wyjść na powietrze. Wtedy przypomniałam sobie ją. W tym ogrodzie się poznaliśmy.
- Pamiętam cię! Przepraszam, że cię ponownie zapomniałam. Nie wiem, co się dzieje. – Byłam taka słaba, że jeździłam już na wózku inwalidzkim i coraz częściej zapominałam o tym, co było. Nie poznawałam osób i było to dla mnie naprawdę przykre. Bałam się.

***

- Sakura jest chora na loconosserent. Jest to choroba wywołana większymi usterkami zdrowotnymi, takimi jak: utrata bliskich osób, załamanie nerwowe, śmierć. Choroba ta ma różne stadium. Pierwszy z nich to: stopniowe zmiany w mózgu (zapominanie imion itp.), gorączki, brak apetytu. Drugie to: średnia utrata świadomości, niedokrwistość, zanikanie pamięci np. Niektórych wydarzeń, biała skóra ( jak u nieboszczyka), ograniczona odporność. Trzecie: Utrata odporności, zbyt częste utraty przytomności, zanik pamięci, a najgorsze śmierć. – siedziałem sparaliżowany.
- Aaa-a-a… Sakura…, w jakim jest stadium? – wydukałem.
- Między drugim, a trzecim stadium. Dlatego trzeba jej natychmiastowo pomóc. Opowiadała mi o panu. Był pan dla niej bardzo bliski. Bliższy niż jej ojciec, więc być może zmiany mogą ustąpić, albo..
- Pogorszyć się?
- Dokładnie…. – wstałem z fotela.
- Chce ją zobaczyć, teraz!

*** 

-  Sakura, musisz ćwiczyć. Przecież nie możesz nikogo nie pamiętać.
- To nie ode mnie zależy. Po prostu zapominam… - przegryzłam z ledwością wargi.
- Sakura? – usłyszałam męski głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam chłopaka o czarnych jak węgiel włosach, ciemnych oczach, które pod wpływem słońca błyszczały jak nie jeden diament, jego postura, wszystko było idealne. Z jego czarnych jak smoła tęczówek wypływały łzy, które panował się zatrzymać. Jego twarz ukazywała ból, tęsknotę i radość. Moje serce zabiło kilkakrotnie mocniej, a po policzku popłynęła łza, choć tego nie rozumiałam. Nie znałam tego mężczyzny, ale serce podpowiadało mi, co innego.

- Znamy się?


Jak na razie tyle ;)
Do zobaczenia w następny piątek :) 

wtorek, 10 września 2013

11. '' Koniec gry! Myślisz, że jesteś taki cwany?! ''

Siedziałem już w poczekalni na lotnisku i żegnałem się z przyjaciółmi. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ale nie chciałem zostawić tej całej sytuacji z Sakurą. Dla mnie ona była najważniejsza. Pomimo tych straconych pięciu latach. Bałem się również tego, że kiedy ją spotkam, ona nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Moim przeznaczeniem jest być zawsze blisko niej, bez względu na to, co ma mnie czekać w przyszłości.
- Dbaj o siebie, stary! – przytulił mnie Itachi.
- A Ty dbaj o nasze interesy.
- Sasuke, wierzę, że w końcu ją odnajdziesz. – puścił mnie i odszedł kawałek. Po jego minie szybko można było odczytać, że będzie tęsknił. Ten opiekuńczy brat, no, ale za to go kochałem.
- Samolot do Ameryki odlatuje za 20 minut, prosimy przejść do wyznaczonego miejsca!
- Na mnie czas, trzymajcie się! – wkraczałem do nieznanego świata. Świata, w którym miałem znaleźć ukochaną.

***

- Dzisiaj wyjdziesz na świeże powietrze, porozmawiałam z lekarzem prowadzącym i stwierdził, że to będzie dobry sposób byś jakoś wróciła do dawnej siebie. – spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Mój ojciec o tym wie? – spytałam ledwo podpierając się z polowego łóżka. Było takie niewygodne, że codziennie po paręnaście razy przeszywały mnie skurcze. Zwijałam się z bólu, jednak bałam się im o tym powiedzieć. Kto wie, może i by mi dali następne zbędne leki, których już miałam dosyć.
- Nie i lepiej żeby się nie dowiedział. Chodź. – złapała mnie za ramię i zaczęła prowadzić do drzwi.
- Kiedy mnie stąd wypuścicie? – spojrzałam na nią błagalnie. Miałam dosyć tej uwięzi, która w pewnym stopniu zaczęła mnie przerażać.
- Pan Carl kazał na razie bacznie cię obserwować. Niczego nie mogę tobie obiecać, ale muszę coś zrobić. Sakura ja cię naprawdę polubiłam. Jesteś dla mnie jak przyjaciółka. – kobieta mnie zadziwiała. Choć niestety musiałam się z nią zgodzić. Też ją traktowałam, jako przyjaciółkę. Tylko ze mną spędzała dużo czasu. Od pięciu lat tylko jej się wyżalałam, zataiłam jednak fakt o Sasuke. Dlaczego? Sama nie mogę tego zrozumieć. Temat o nim sprawił, że jeszcze gorzej się czułam. Czułam, że tam w środku zaczęłam umierać. Nie tylko po tym rozstaniu ucierpiało moje zdrowie, ale także serce i dusza.  Moje życie straciło sens, a wszystko przez mojego ojca. Tak bardzo brakowało mi matki, a ta pielęgniarka podczas tych pięciu cholernych lat, była mi bliska do tego stopnia, że potraktowałam ją, jako rodzinę.
- Ile pani ma lat? – zapytałam, choć wiedziałam, że nie lubi jak mówię do niej na ‘PANI’.
- Jestem Alice i nie pani! Kochanie przecież mówiłam ci już ile mam lat. – pogłaskała mnie po policzku.
- Mam za krótką pamięć. – uśmiechnęłam się z ledwością.
- Trzydzieści dwa lata, złotko. Chodźmy. – ponownie zaczęliśmy iść.
                Korytarze szpitala wyglądały bardzo przytulnie, lepiej niż w tych małych pokojach. Ściany pomalowane na beżowo, mały telewizorek w oddali, a dookoła chodziły rozbawione dzieci. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Po lewo była garderoba, w której znajdowały się ubrania pacjentów. Kurtki, buty, spodnie i inne takie. W oddali stało ogromne lustro. Alice puściła mnie, a ja podtrzymując się stojaka na kroplówkę, którą miałam przyłączoną do mojej prawej ręki podreptałam do zwierciadła. Kiedy ujrzałam moją twarz, mój wygląd… To było nie do opisania. Biała skóra, sine usta i ten brak życia. Włosy, opadały do ramion. Nie miałam już takich długich, do pasa. Szybko odsunęłam się od mojego odbicia. Nie chciałam na siebie patrzeć. Mój stan to tylko wina mojego ojca.
- Chodź Saki, pomogę ci się ubrać. – spojrzałam na moją teraźniejszą przyjaciółkę.
- Kiedy to wszystko się skończy? – zapytałam, kiedy ona pomagała mi się przebrać w cieplejsze ubrania.
- Ja, ja sama nie wiem. – powoli usiadłam na kwadratowej pufie i spojrzałam na nią.
Założyła mi ciemno niebieskie spodnie, które oplatały dobrze moje ciało, kolorową tunikę i na to ciepły sweter oraz szary płaszcz sięgający mi do ud. Buty miałam sportowe adidasa.
Bałam się wyjść na powietrze, ponieważ nie wiedziałam jak organizm na to zareaguje. W końcu pięć lat w zamknięciu?
- Dzisiaj wejdziemy na dach, tam na taras. Jest tam też ogród. Spodoba ci się. – weszliśmy do windy. Nigdy bym nie przepuszczała, że będę umierać tutaj, przez kogoś bliskiego.
                Dźwięk otwierających się drzwi sprawił, że zadrżałam.  Lekko oślepiło mnie światło, a do nozdrzy napłynął zapach czystego, świeżego powietrza. Powoli zrobiłam krok do przodu. Widocznie moje ciało potrzebowało tlenu, normalnego tlenu – powietrza.  Dookoła biegały dzieci, spacerowali pacjenci, a w głębi znajdował się ogród z różnorodnymi kwiatami. Czułam się jak w innym świecie.
- Ale tu ślicznie! – wydukałam.
- Możesz się tu rozluźnić, ale czas mamy ograniczony do półtorej godziny, więc wykorzystaj go jak najlepiej. – czułam się szczęśliwa.
- Cześć, jestem Edith Greenis. – za mną stała niewysoka dziewczyna, z długimi, brązowymi włosami, jej twarz była promienna, a jej szczupłe ciało przyprawiło by nie jedne modelki o kompleksy.
- A ja Sakura Haruno. – uścisnęłam z ledwością jej dłoń. Byłam strasznie osłabiona. Potrzebowałam usiąść.
- Widzę, że jesteś słaba. Może pójdziemy pogadać w ławce?
- Tak, chętnie. – dziewczyna złapała mnie za rękę i promiennym wzrokiem poprowadziła do drewnianej ławki. Spojrzałam jeszcze raz na twarz dziewczyny, na moje oko miała z dwadzieścia jeden lat.
- Na, co jesteś chora? – spytałam.
- Mam raka. – oznajmiała uśmiechając się, choć widziałam, że to jest sztuczny uśmiech.
- Przykro mi… - opuściłam głowę.
- Nie martw się, już przywykłam do tej choroby, a ty, dlaczego tu się znajdujesz? – spojrzała na moją twarz.
- Szczerze? Nawet ja nie wiem. Wiem tylko, że coraz bardziej słabnę. – Edith przyglądała mi się dokładnie. Chociaż miała wypisaną śmierć na swojej drodze, ona uśmiechała się i cieszyła życiem.
                Od tamtej pory codziennie ze sobą rozmawialiśmy. Staliśmy się sobie bliskie. Dowiedziałam się, że jest z biednej rodziny, a tylko ten szpital ją przyjął i zapewnia leczenie. Wszystko opłaca jej dawny wujek, tylko on wierzy, że ona wyzdrowieje. Edith była pierwszą osobą, której powiedziałam o mamie i Sasuke.
- Myślisz, że twój przyjaciel cię szuka?
- Wolałabym nie, widzisz sama. Choroba postępuje bardzo szybko. Może za jakieś półtora roku umrę. Nie chce żeby cierpiał, a może założył rodzinę? Oh, jak ja tęsknie za moimi przyjaciółmi. Jestem ciekawa jak wygląda dziecko Hinaty-chan. Wpadła z Naruto jak miała siedemnaście lat. – rozpamiętywałam dawne czasy. Brakowało mi ich. Kto by powiedział, że moje życie będzie wyglądać tak smutno.
- Moi przyjaciele się ode mnie odwrócili, kiedy dowiedzieli się, że jestem nieuleczalnie chora.
- Ile lat lub miesięcy jesteś chora?
- Trzy lata. Lekarze mówią, że dają mi czas do świąt Bożego Narodzenia. Potem, chyba sama wiesz… - przytuliłam ją, a po policzku poleciała łza.
- Naprawdę nie da się nic zrobić?
- Niestety nie, ale proszę nie płacz. Jeżeli ty będziesz płakać, to, co ja zrobię, kiedy mnie nie będzie przy tobie? – przytuliła mnie mocniej.
- Mniejsza o mnie. Potrafiłabyś mi wymienić imiona swoich przyjaciół? – spytała.
- Tak! Hinata, Ino… - zamilkłam.
- Co jest Sakura? – położyła mi rękę na ramieniu.
- Ja… ja nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętam! – rozpłakałam się i zaniemówiłam z niedowierzania.

***

Minęły dwa miesiące, od kiedy zamieszkałem w Ameryce. Nachodziłem ojca Sakury codzienne, jednak za każdym razem stwierdzał, ze nie ma córki. Zatuszował to gnojek. Czułem, że z nią dzieje się coś nie dobrego. Jeśli myśli, że przestanę jej szukać, to się myli.
                Szukałem, w każdym szpitalu, opiekach. Nikt nie słyszał o Sakurze Haruno. Powoli zaczynałem myśleć, że umarła. Jednak serce podpowiadało mi inaczej. Mówiło walcz, szukaj!
Jak każdego wieczoru siedziałem godzinami przed komputerem i sprawdzałem jeszcze raz po szpitalach, czy ktoś zna dziewczynę o imieniu Sakura.
- Sasuke… - usłyszałem głos Harrego w słuchawce.
- Nie spoczne, odnajdę ją.
- Musisz, w końcu dać sobie spokój. Popadasz w paranoje, nie rozumiesz?
- Nie spocznę, dopóki jej nie odnajdę. Wyrwę mu serce, zabije, a wyjawi mi gdzie jest Sakura.
- Co jeśli się dowiesz, że ona nie żyje?
- Wtedy…
- …a jeśli ona się ożeniła i ma gromadkę dzieci?
- Wtedy będę się cieszył razem z nią jej szczęściem, dlatego nie próbuj mi wybijać pomysłu z jej odnalezieniem.  Znajdę ją, chociażby zajęło mi to paręnaście lat, a ją odnajdę. – rozłączyłem się.
                Ze szklanego stolika zabrałem butelkę whisky i podszedłem do widoku na miasto. Mieszkałem w apartamentowcu, więc widok z tego centrum był niesamowity.
- Znajdę cię, ponieważ jesteś jedyną kobietą, którą zdołałem pokochać tak mocno. – odkręciłem butelkę i wziąłem paręnaście łyków. Zaszumiało mi w głowie.
                Następnego dnia znowu pojawiłem się przed gabinetem pana Haruno. 
Podeszła do mnie chyba jego sekretarka.
- W czym mogę pomóc? – spytała.
- Chce pomówić z dyrektorem firmy, jestem z prasy. – pokazałem fałszywą plakietkę. W końcu nie było żadnego problemu. Jestem słynnym fotografem.
- Ach, panie Uchiha. Proszę poczekać w gabinecie. – uśmiechnęła się zalotnie.
- Niech pani nie mówi mu, kim jestem. – oznajmiłem wchodząc do środka pomieszczenia.
- Ależ naturalnie! – odeszła.
                Gabinet przypominał raczej najdroższy pokój, w apartamentowcu. Jedynie łóżka zastępowały sofy ze skóry. Rozsiadłem się i czekałem na szanownego biznesmena.
- Przepraszam, że pan musiał na mnie czekać, musiałem wypisać czek. – odwróciłem się.
- Ochrona! – zaczął krzyczeć, a ja szybkim ruchem przycisnąłem go do ściany, zamykając przy tym drzwi od środka.
-  Jeszcze raz krzyknij, a wyrwę ci serce gołymi rękoma. Usiądź spokojnie, a ja pozadaje ci parę pytań. – oznajmiłem całkiem spokojnie. W jego oczach zobaczyłem przerażenie.
Mężczyzna zrobił dokładnie to, o co go poprosiłem.
- Teraz grzecznie powiedź, gdzie jest Sakura i mi tu nie wyjeżdżaj, że nie masz córki.
- Myślisz, że jesteś taki cwany? Ja też mam wtyki, nawet w mafii. – zaczął się wywyższać.

- Jesteś pewny, że chcesz ze mną zadrzeć?


Postanowiłam trochę wcześniej dodać rozdział.
A co do błędów, czasami piszę szybko i nie zauważam ich. Dlatego przepraszam, ale żeby się już nie powtarzały te same błędy itp zainstalowałam dobry program do pisania opowiadań i raczej nie powinno być błędów. Także przepraszam i zachęcam do dalszego czytania moich opowiadań.
A i jeszcze mała informacja dotycząca bloga. Będę teraz dodawać rozdziały jak znajdę trochę wolnego czasu. Jestem w liceum i na prawdę trudno mi podzielić czasami obowiązki tym bardziej, że mamy ciężki grafik ;x Cały tydzień kartkówki i testy. Myślę, że jakoś zaakceptujecie to. W razie czego możecie mnie obserwować na facebooku, tam na stronie dodaje informacje z rozdziałami: Sasu-Saku-love.
Miłego dnia. 

sobota, 7 września 2013

10. ''Nigdy nie spocznę Cię szukać, NIGDY!''


- Tato, co tu robisz?!  - krzyknęłam szybko ubierając się.  Ojciec doszedł do mnie, złapał za ramię i uderzył mnie w twarz. Z przeszywającego mnie bólu złapałam się za policzek. Sasuke nie wytrzymał i zaczął krzyczeć:
- Co pan se do cholery wyobraża?!
- Co ja sobie wyobrażam?! Pozwoliłem jej pojechać na tą cholerną wycieczkę, ale nie wiedziałem, że zaraz zacznie się puszczać! Jak jakaś pierwsza lepsza? – szarpnął mnie za rękę i zaczął prowadzić na zewnątrz gdzie stał już zaparkowany samochód. Kiedy miałam już wsiadać, ze środka budynku wybiegł czarnowłosy?
- Sakura!!! – spojrzałam załzawiona na oczy chłopaka.
Odsunęłam szybko szybę i wychyliłam głowę.
- Sasuke.. – nie zdążyłam go złapać za rękę. Powiedzieć jak bardzo go kocham, ale po prostu nie zdążyłam, bo odjechaliśmy.


Pięć lat później.


- Sasuke dzisiaj robisz zdjęcia tej słynnej Jonatan Cres, wiesz ta słynna aktorka.
- Itachi to, że wciągnąłeś mnie do tej branży fotografa nie znaczy, że nie znam grafiku. Mam wszystko w rozpisce. – oznajmiłem wybierając najlepsze zdjęcia do okładki ‘’nasz świat mody’’.  Słynny magazyn dla kobiet.
- Dobrze, dobrze braciszku. Jadę na tą gale. W razie gdybyś coś podszebował daj znać. – machnął ręką wychodząc.
Nalałem sobie trochę whisky i usiadłem na obrotowym fotelu w moim gabinecie. Szukając moich wcześniejszych zdjęć z sesji zdjęciowych natrafiłem na fotki moje i Sakury.
Co do niej. Od pięciu lat nie usłyszałem o niej ani słowa. Odkąd wyjechała z ojcem do stanów nie mieliśmy żadnego kontaktu. Wiem tylko, że jej ojczulek stał się naprawdę sławny. Ma największą firmę samochodową w Stanach.  Jestem tylko ciekawy gdzie zamknął zielonooką tyle czasu. Wynająłem detektywa najlepszego na całej Florydzie i nic. Słuch zaginął po Haruno. Moje rozmyślania zeszły na drugi tor, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Słucham?
- Sasuke? Co robisz za godzinę?  - usłyszałem głos blondyna.
- Jak na razie mam wolny czas, a co?
- Przyjedziesz do mnie?
- Za pół godziny będę.  – rozłączyłem się i zabrałem kluczki z półki na książki. Przed wyjściem spojrzałem na obraz, który przedstawił mnie i Saki szczęśliwych, złapałem głęboki oddech i wyszedłem.
                Już w progu usłyszałem syna, Uzumakiego.
- Tato daj mi to! – krzyczał.
Nacisnąłem na dzwonek i zaczekałem przed drzwiami.  Przed nimi pojawił się szybko Haruki.
- Wujek Sasuke! – skoczył na mnie.  Pięcioletni chłopczyk miał oczy i włosy Hinaty, reszta to typowy Naruto.
- Witaj brzdącu, gdzie tata? – spojrzałem w jego oczy, które aż tryskały radością.
- Naruto!! – uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.
- Ja ci dam bachorze Naruto! – zza rogu wyłonił się blondas.
- O cześć Sasuke.  – puściłem małego łobuza, a ten wbiegł prosto na górę.
- Cześć, sam jesteś z małym? – spytałem wchodząc głębiej do pokoju.
- Jak widać. Hinata jest u rodziców, a ja dostaje lekko mówiąc białej gorączki przy tym dziecku. – rozsiadł się na sofie i schował głowę w dłonie.
- Mogłeś myśleć, jak go robiłeś, hah.
-Sasuke udław się. – spojrzał na mnie pełen złości, a ja miałem coraz większy ubaw z niego.
Mimowolnie spojrzałem na zdjęcie z naszej szkoły, gdzie byliśmy na nim wszyscy razem.
- Tęsknisz za nią? – spytał po chwili. Ja.. Ja zamilkłem. Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Słowa nie mogły wyrazić mojej tęsknoty, ponieważ serce nie pozwalało mi na to odpowiedzieć.
- Sasuke zmieniłeś się, przecież nie możesz jej całe życie szukać. Minęło pięć lat. Musisz odpuścić.
- A co jeśli po tych pięciu latach dam sobie spokój, a na przykład za rok odnalazłbym ją? Nie zrozumiesz mnie. – Mój instynkt podpowiadał mi, że ją znajdę. Prędzej, czy później znajdę ją.
- Przecież widzisz, że to nie ma sensu.
- Chyba jednak nie mamy nic sobie do powiedzenia. – Trzasnąłem drzwiami i wsiadłem do wozu. Ruszyłem z piskiem opon, przed siebie. Nie miałem ochoty nikogo słuchać. Musiałem ją odnaleźć. To moje i tylko moje przeznaczenie.
Chwila, skoro ojciec Sakury wiadomo gdzie jest mogę wydusić z niego informacje o niej.
- Harry, to ty? – wykręciłem numer do mojego detektywa, z którym współpracowałem.
- Tak, w czym mogę pomóc? Jeszcze niczego nie znalazłem o Pannie…
- Zarezerwuj mi bilety do Stanów, jak najszybciej.
- Już się robi!
Harry pomagał mi ze wszystkim, każdą sprawę potrafił załatwić.

***

- Panno Sakuro musi je pani wziąć! – pośpieszała mnie lekarka.
- Mam już tego dosyć. Ile jeszcze zamierzacie mnie tu trzymać?! – Krzyknęłam, a z policzka poleciała mi łza. Byłam słaba. Opatulona jasno białym kocem chodziłam bez ustanku w tą i z powrotem.
- Jeśli nie zażyjesz tych lekarstw wiesz, co może..
- Wiem, może tak będzie lepiej. Może lepiej będzie jak umrę! – rozpłakałam się. Miałam już dwadzieścia dwa lata, pięć lat pod kluczem i w dodatku w pomieszczeniu szpitala. Niby najlepsza klinika, która miała mi pomóc, ale nie czułam się tam najlepiej.  Do nikogo nie mogłam mieć zaufania. Czułam się taka bezsilna i tak bardzo wściekła, że ta nie nawieść do ojca przerodziła się w czymś, czego już nie potrafiłam opisać.
- Dobrze w takim razie usiądź i daj mi uczesać twoje włosy. – zaczęła się zbliżać do mnie.

- Nie ma, co tu czesać, ślepa jesteś, że mi je obcięli?! – usiadłam w kącie i zaczęłam szlochać. Nie chciałam tak dłużej żyć. Nie chce żyć tak.








Jak Wam się podoba następny rozdział?
Postaram się teraz dodawać rozdziały w soboty, ponieważ tak w tygodniu raczej nie dam rady. Już od poniedziałku zaczynają się pierwsze kartkówki i odpowiedzi ustne. A uczyć się trzeba, więc dam z siebie wszystko by nastepną notkę dodać w następną sobotę.
Miłego dnia :)

poniedziałek, 2 września 2013

9.'' Złapani na gorącym uczynku!''

-Wchodźcie szybko! - oznajmiłam zamykając drzwi za nimi.
Wszyscy rozsiedliśmy się na dębowej podłodze i zaczęliśmy myśleć, co robić dalej.
-Patrzcie, co przyniosłem. - odezwał się blondyn uchylając swoją bluzę, w której były z dziesięć butelek saki.
-No to już mamy, co robić. - uśmiechnął się Shikamaru.
-Ja..ja nie pije. - powiedziałam.
-Dlaczego? - spytał Uchiha.
-Nie mam ochoty, potowarzyszę Hinacie.
-Dziękuję Sakura-chan. - Uśmiechnęła się.
Także wyszło, że tylko my dwie nie piliśmy. Sasuke też dużo nie wypił. Na jego twarzy widniało przygnębienie.
- Ja wychodzę na razie na zewnątrz. -oznajmiłam wstając z miejsca i pokierowałam się do drzwi zewnętrznych. Usiadłam na małym tarasie obok hotelu. Po niecałych dwudziestu minutach obok mnie zjawił się  Karooki.
-dlaczego sama tu siedzisz? - usiadł koło mnie. Czuć było od niego alkohol.
-Bo dziwnie się czułam siedząc tam. - spojrzałam się w jego świecące czarne jak węgiel oczy.
-Sakura... - zaczął się przybliżać, a to coraz bliżej i bliżej..
Nagle zza rogu wyszedł Uzumaki.
-No siemanooo! idziemy pić Sasu! - złapał go za rękę i zaczął ciągnąć do pensjonatu.
-Zostaw mnie głąbie! - wyszarpnął dłoń.
-No dawać, Shikamru się liże z Ino, Hinata usypia, a tamci coś tam knują.
Nie wierzyłam, jak to Ino się całuje z Shika?! Przecież... nie wierze.
-Chodźmy! - objęłam czarnowłosego i pokierowaliśmy się do pokoju.
Była cisza, ale zauważyłam, że Kiba z Gaarą coś knują.
-Mamy pomysł! Ejj! - krzyknęli nagle.
Wszyscy spojrzeli na nich. Sama byłam ciekawa, o co chodzi.
-Co myślicie o tym, żeby iść na rynek, wiecie tam gdzie jest ten zamek w centrum. Podobno można tam wejść. Zabawimy się. - spojrzałam na Sasuke, a potem na Hinatę.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł, a co jeśli dowiedzą się o tym nauczyciele?
-Haha, nie rozśmieszaj mnie Sasukra! Myślisz, że Kakashi z Iruką są u siebie w pokojach? - oznajmił sarkastycznie.
-A nie są?! - spytał Uzumaki.
-Chodźcie pokażemy  wam jak nie wierzycie. Mamy haka na nich! - Złapałam głęboki oddech i zapukałam, ale nikt nie otwierał. Złapałam za klamkę. Drzwi się powoli uchyliły.
-Przepraszam, jest tu ktoś? - spytałam szeptem. Pokój był pusty. Wszyscy spojrzeliśmy na Kibę i Gaarę, którzy uśmiechali się szyderczo.
-W takim razie, na co jeszcze czekamy?! - uśmiechnęliśmy się i zaczęliśmy się kierować do naszego celu.
Zamek był zadbany i dookoła było tak czysto, że gdy dotknęłam chodnika miałam tylko lekko zakurzoną dłoń. Dookoła miejsce oświetlone. Wyglądało to bardzo romantycznie.
Po drodze musieli, nie którzy wytrzeźwieć, bo zaczęli się zachowywać całkiem normalnie. Było chłodno, ale moje oczy nadal spoglądały tylko na Uchihę. Pociągał mnie. Na jakiś głupi sposób, taki nie wytłumaczalny.
-Mam pomysł. Gramy w chowanego! - wyskoczył Shikamaru.
-No okey, ale kto szuka? - spytał Gaara.
-Może zagrajmy w papier, kamień, nożyce? - wtrącił się Sasuke. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
Wyszło na to, że Czerwonowłosy szukał. Wszyscy się rozproszyli.
Szłam korytarzem, kiedy nagle poczułam szarpnięcie za rękę. Chciałam krzyknąć, ale ten ktoś zatkał mi usta dłonią.
Nagle postać mnie odwróciła do siebie.
-Sasuke... - wyszeptałam. Chłopak delikatnie zaczął masować, a to policzek, a to usta. Moje serce zaczęło wariować. Nie mogłam się opanować. Chciałam, więcej.

***

Zaczęła napierać coraz bardziej na mnie. Zauważyłem jej zielone oczy, które aż paliły sie do pocałunku. Złapałem ją za szyję i zacząłem całować. Najpierw po policzku, na którym już wydniały lekkie rumience, po malutkim nosku, który idealnie pasował do jej okrągłej twarzyczki, niezwykłe czoło, aż w końcu zjechałem do ust. Pierw delikatne muśnięcie, aż w końcu zatopienie się w nich jak w roztopionej czekoladzie. Dziewczyna oddawała, każde moje pocałunki. Postanowiłem, więc pogłębić pocałunek i powoli włożyłem język do jej podniebienia. Przywarła do mnie. Podobało jej się, też się włączyła. Nasze języki, w tym momencie
odgrywały ważną rolę. Nawet nie wiem, kiedy moje dłonie zawędrowały pod jej cieniutką, niebieską bluzeczkę. Poczułem od niej ogromne ciepło, przywarłem ją do ściany. Wskoczyła na mnie. Było nam dobrze. Ciche dyszenie to nic, z tym co można było wyczuć od nas. To pożądanie, którego nie mogliśmy opisać. Całowałem po szyi, dekolcie, nie byłem w stanie się zahamować, ale ona też nie chciała.
-Sasuke... kochaj się ze mną.. - spojrzałem na nią zszokowany. Jej policzki stały się jeszcze bardziej różowe, a oczy zaczęły błyszczeć jak dwa brylanty. Chciałem to z nią zrobić, ale nie tu.. nie w takim miejscu.
-Sakura, chciałbym, ale nie mogę.. przyjaźnimy się. - popatrzyła  na mnie zawiedziona i przeszła kawałek.
-Tak to TYLKO przyjaźń. - nacisnęła bardziej na słowo 'Tylko'.
-Sakura to nie tak.. - próbowałem się wytłumaczyć, ale ona poszła.

***

-Sakura to nie tak! Słyszysz?! - miałam to gdzieś. Skoro to tylko 'przyjaźń', to to co my przed chwilą robiliśmy było po przyjacielsku? mam to gdzieś.
-Sakura! - zaczął biec za mną.
-Mam was! - krzyknął z daleka Gaara.
-Mam to gdzieś! -krzyknęłam, a po policzku poleciały mi łzy.
Wbiegłam do miejsca zakwaterowania i położyłam się na łóżku. W pewnym momencie usłyszałam pukanie.
Spojrzałam się na drzwi, a przed nimi stał Uchiha.
-Czego?!
-Sakura cicho.. Muszę Ci coś powiedzieć.
-Czego chcesz? - spytałam, a do moich oczu zaczęły się cisnąć łzy. Usiadł obok mnie i zaczął głaskać po głowie.
-Sakura to nie tak, że nie chce się z tobą kochać, po prostu chciałabyś 'to' zrobić  w byle jakim miejscu? Ja też nie, więc nie bądź taka.. - schowałam twarz w poduszkę.
-Co jest? - poczułam jego dłoń na moich plecach.
-Jest mi tak bardzo wstyd! - nie mogłam spojrzeć na jego twarz. GŁUPIA!
-Spójrz się na mnie... - wyciągnął moją twarz i pocałował.
-Sakura dla mnie to nie tylko przyjaźń, bo ja cie kocham. - poczułam jak by mnie strzała amora przebiła na wylot. Byłam tak bardzo szczęśliwa. Rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam całować.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę...  tak strasznie się cieszę.. - uścisnęłam go.
Ponownie zaczęliśmy się całować, ale teraz namiętniej, bardziej zachłanniej. Położył mnie na łóżku i zaczął pieścić moje ciało. Zdjęłam mu podkoszulkę i zaczęłam masować jego muskularne ciało. Było mi dobrze, zresztą jemu pewnie także. Chwilę potem także zdjęłam podkoszulkę, że zostałam w staniku. Jego ręce chodziły po moim całym ciele, kiedy zeszłam do jego spodni, drzwi się odtworzyły.
-Sakura?!
-Tata??!