SasuSaku

SasuSaku
Sasu-Saku-love2

niedziela, 26 stycznia 2014

17. Miłość zabija

                                                    ***Dwa lata później…***

SAKURA POV:


Nie zawsze miłość może być szczęśliwa. Kiedy pojawia się uczucie, w tym samym czasie pojawia się namiastka nieszczęścia. Moje życie… bez niego.. Jest jak trucizna, która powoli zabija mnie od wewnątrz.
Te dwa lata bez niego uświadomiło mi, że jestem pomiędzy życiem, a śmiercią. Umierałam z tęsknoty. Zamykałam oczy i za każdym razem wyobrażałam sobie, że jest obok mnie. Wyobrażałam sobie, że ma rodzinę i jest szczęśliwy. Wmawiałam sobie to, by przyćmić mój ból.
Zanim wyjechałam do Francji rozkazałam, żeby mnie nie szukał. Nie szukał…, chociaż miałam nadzieję, że wstanę rano i ujrzę go przed moimi drzwiami. Moje serce rozpamiętywało wszystkie te dobre i złe wspomnienia. To wszystko, co się dzieję dookoła… jest niczym. Taka jest prawda. Bez ukochanej osoby jesteśmy zbędnymi kamieniami na drodze. Umieramy niczym porzucony pies, którego zabija głód. Nikt i nic nie jest w stanie zastąpić tej osoby, bo jesteśmy uwięzieni w otchłani wspomnień i człowieku, przy którym czujemy, że żyjemy.

To  już moja czwarta praca. W niczym nie jestem dobra. W chwili, kiedy opuściłam rodzinne miasto moje życie zapadło się. Wszystko stało się obce i nieznane. Przede mną stały ścieżki, które komplikowały mi nie tylko codzienność, ale także kolejne dni.
- Proszę się skupić, Panno Haruno. – usłyszałam głos szefa. Był surowy, zresztą.. wszyscy nadziani biznesmeni rządzą człowiekiem. Westchnęłam ciężko.
- Przepraszam.. – lekko skinęłam głową i zaczęłam przeglądać stertę dokumentów. Moje myśli błądziły z dala od tego wszystkiego. Gdybym mogła cofnąć czas…
                Mój dzień w pracy dobiegł końca. Spakowałam rzeczy i wyszłam z biura.
Zerwanie kontaktu z bliskimi znacznie wpłyną na moją psychikę. Czy potrafię nie myśleć o nich?
Moja codzienność stawała się koszmarem, a samotność obijała się we mnie niczym echo w jaskini.
Nie mogłam zapomnieć, o takiej miłości się nie zapomina.
Koszmary senne, co noc mnie budziły. Pot, za każdym razem wylewał się na moje czoło. Gdyby nie mój ojciec żyłabym w szczęściu… z nim..

SASUKE POV:


Zniknęła niczym poranna rosa na trawie. Jak miałem przetrwać bez niej?!
Może ma męża, dzieci, a może jak ja umiera z tęsknoty. Oh, tak bardzo za nią tęskniłem! Chciałbym ją przytulić i szeptać do jej ucha, jak bardzo ją kocham. Widocznie życie nas nienawidzi, a przeznaczenie? Przeznaczenie ma gdzieś, że jestem rozdarty, że umieram z każdym kolejnym dniem. Ja umieram…

Jak, co wieczór spędzałem go w klubie opijając smutki i bawiąc się z tanimi dziewczynami. Życie nie ma sensu bez niej.
- Zabawimy się? – usłyszałem damski głos.
- Nie jestem zainteresowany, złotko. – odparłem szybko i wziąłem sporego łyka amerykańskiego trunku, który przedarł się przez moje gardło niczym obijające się igły. W pewnym momencie poczułem dłoń na moim lewym kolanie.
- Przepraszam, ale naprawdę.. –mój głos urwał się w chwili, kiedy zauważyłem roześmianą różowowłosą.
- Sakura… - wyszeptałem i poczułem zbierające się łzy w moich oczach.
- Że co?! Nie jestem żadną Sakurą, młocie! – oprzytomniałem. Obok mnie siedziała jakaś tanie coś, która miała na sobie tylko ozdobną szmatkę.
- Sorry, zostaw mnie. – rzuciłem i poprosiłem kelnera o dolewkę.
                Straciłem rachubę po kolejnym kieliszku alkoholu. Kobiety kleiły się do mnie, całowały, były chętne niemalże na wszystko. Moją przeszkodą była pewna zielonooka piękność. Nie mogąc wytrzymać dłużej w tym hałasie wyszedłem na powietrze. Chłodna bryza orzeźwiła moje ciało.
Francja to całkiem piękne miejsce. Ciche, spokojne…
Postanowiłem zamówić taksówkę i jechać do pierwszego lepszego motelu. Co miłość może zrobić z człowiekiem? W jakimś momencie jesteś na samym szczycie, by chwile później zniszczyć cię doszczętnie. Kiedyś byłem chłopakiem, który nie tolerował uczucia- miłość. Teraz żeby chwilę na nią popatrzeć oddałbym całe swoje życie. Oddałbym wszystko, co mam. Byle ją ujrzeć.
Chciałbym jej powiedzieć: nie żyję bez ciebie. Byłem głupi, że dałem ci odejść.
Jest za późno na sentymenty.
Zatrzymałem się w jakimś hotelu, który go nawet nie przypominał. Zarezerwowałem pierwszy lepszy pokój i się do niego udałem.
Niemal od razu opadłem na niezbyt wygodne łóżko i zasnąłem.

SAKURA POV:


Po nieprzespanej nocy znów zaczęłam żyć tak jak zawsze.
Wstać, przeżyć i umierać z tęsknoty.
Dzień przy recepcji był taki jak zawsze. Nikogo nie ma jestem tylko ja i starsza kumpela, norma.
                Wszystko byłoby cholernie łatwe, gdybym nie to..
- Sasuke Uchiha?!  - krzyknęła nagle. Mój wzrok szybko dopadł jego twarzy. Kucnęłam, a moje serce niemal wyrwało mi się z piersi. Nie potrafiłam opisać tego, jak się poczułam. W jednym momencie odzyskałam niemal mój cały świat.
- Panie Sasuke, mogę o autograf?
- Pewnie.. – powiedział obojętnie. To Sasuke. Dopiero teraz poczułam, że to naprawdę on. Może to przewidzenia, proszę okaż się tylko moją wyobraźnią.
- Dziękuję i zapraszamy ponownie. – powiedziała i spojrzała z zaciekawieniem na mnie.
- Sakura, co ty tu robisz? – jej stanowczy głos rozszedł się po całej recepcji.
Złapała mnie za ramiona i postawiła na równe nogi. Bałam się odwrócić. Modliła, błagałam żeby go w tym momencie nie było. Myliłam się.
- S..Sakura? Sakura Haruno? – usłyszałam z tyłu za mną. O nie, tylko nie to..





Na początku chcę przeprosić, że tak długo nie dodawałam rozdziałów. Nie miałam pomysłu jak to dalej pociągnąć, ale wymyśliłam takie coś. :D
Ogólnie rozdział smutny, ale teraz będę starała się z tego wszystkiego jakoś wybrnąć. Mam nadzieję, że nadal będziecie obserwowali losy SasuSaku w moim wykonaniu. 



poniedziałek, 2 grudnia 2013

16. '' Jesteś dla mnie wszystkim, teraz to wiem ''

Na wstępie chce powiedzieć, że bardzo się cieszę, że tak dużo osób odwiedza moje blogi. W szczególności chce wyróżnić trzy osoby, które podtrzymują mnie na duchu i są stałymi czytelniczkami. Zawsze zostawiają po sobie ślad. A są nimi: Ewcia-chan, Yuki-chan i Eve lin <3 Bardzo Wam dziękuję i ten rozdział dedykuje właśnie Wam <3 
-----------------------------------------------------------------------------------
Jak również zapraszam na nowy pomysł http://emilymarzenie.blogspot.com/ :)

-----------------------------------------------------------------------------------




Zobaczyłam go, w końcu po tylu miesiącach. Leżał podłączony pod urządzenia, które wydawały straszny dźwięk. Jego głowa była owinięta bandażem, a jego twarz cała blada. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. W ciągu jednej chwili zaczęło mi się wszystko przypominać. Osoba, którą tak bardzo kochałam. Szybko podbiegłam do niego i złapałam za dłoń.
 - Proszę Sasuke… nie umieraj! – położyłam głowę na jego dłoni. Wyglądał jak by zaraz miał odejść. Zostawić mnie w tej przeklętej pustce.
- Nie chce żyć bez ciebie, rozumiesz?! – tak bardzo płakałam. Nie potrafiłam się otrząsnąć. Nie mogłam zdać sobie z tego wszystkiego sprawy. Jedynie, czego chciałam to jego. Jego miłości, pieszczot. On był mój. Nikogo więcej.
- Płacz tu nic nie da. – usłyszałam głos dobiegający zza mnie.
Odwróciłam głowę. Obok mnie stała blond dziewczyna – Ino. Myślałam, że jej wzrok za chwilę mnie zabije. W jej oczach widziałam nienawieść, nic więcej tylko to.
- To wszystko przeze mnie… - wyszlochałam.
- Nie ukrywam. Tak, to twoja wina. – powiedziała bez zastanowienia.
Schyliłam głowę jak skarcony pies. Nie mogłam nic więcej powiedzieć. Jednakże to jej zawdzięczałam to, że przypomniałam sobie o Czarnowłosym.
- Dziękuję, że zadzwoniłaś…, że dałaś znać. – powiedziałam bardziej spokojniej.
- Zrobiłam to, dla Sasuke. Uwierz gdybyś tu nie przyjechała to ja bym z nim była. Ja się nim zajmowałam cały ten czas, kiedy ty pławiłaś się w luksusach.
- To… to wszystko przez mojego ojca. On mnie zamknął w szpitalu psychiatrycznym, bo nie akceptował Sasuke. – odczułam złość. To wszystko przez niego. Gdyby nie on nie stało by się to. Nie umierałaby osoba, którą tak bardzo kochałam.
- Możesz przestać? Jeżeli on umrze to ty mi zapłacisz wszystkie krzywdy, jakie wyrządziłaś Sasuke. Od teraz jesteś dla mnie wrogiem. – moje serce zabolało. Zabolały mnie te słowa. Wypowiedziała je moja najlepsza przyjaciółka. Wiedziałam, że mi tego nie wybaczy, ale nie wiedziałam, że to wszystko się tak potoczy.
                Usiadła obok mojego ukochanego i zaczęła go głaskać po głowie. Z jej oczu wydobywały się łzy. Zacisnęłam pięści. To ja powinnam tam teraz być, nie ona. Zaczęłam płakać. Nic i nikt nie był wstanie zahamować moich uczuć, nawet ja sama.
- Najlepiej by było gdybyś zniknęła. Przynosisz tylko ból. – wyszeptała, ale byłam w stanie to usłyszeć. Może ona miała rację? Zaczęłam się zastanawiać. Nie chciałam nikomu sprawiać bólu, a tym bardziej moim bliskim. Najgorsze chyba jest to, że mój ojciec wpakował mnie w taką sytuacje, Że nie miałam wsparcia nawet w swoim ojcu.
                Wyszłam powoli z pokoju, w którym leżał. Z moich oczu wydobywały się łzy, a smutek rozdzierał całe moje wnętrze. Słowa nie były w stanie tego opisać.


***

- Mamo zostań ze mną tak na zawsze. – przytulałem ją.
- Nie mogę, ja już tu nie należę. Synku ty musisz żyć. Twoje serce bije dla kogoś, nie zawiedź jej.
- Będzie mi ciebie brakować…
- Jeżeli ty będziesz z nią szczęśliwy tam na dole, to ja będę szczęśliwa tu. – ucałowała mnie w czoło.
                Poczułem napływającą energię. Zacząłem się nerwowo poruszać.
Gdy otworzyłem oczy u mojego boku zobaczyłem blondynę. Głaskała mnie po głowie. Płakała. Byłem zawiedziony, że to nie Sakura.
- Co…. Co ty tu robisz? – spytałem, na co ona zaczęła piszczeć i wzywać lekarza.
W ciągu sekundy zlecieli się tu wszyscy. Przytulali mnie, całowali, a ja tylko oglądałem, czy może jest z nimi Sakura.  Niestety jej z nimi nie było. Już wolałbym umrzeć niż być tu bez niej.
- Aaa… Nie ma Sakury?  - w pokoju zrobiło się zamieszanie.
- Nie było jej? – dodałem po chwili, ale nikt się nie odezwał.  Ich cisza była tak przerażająca.
- Nie Sasuke, nie przyszła.  – odezwała się Yamaniaka. Zacisnąłem pięści. Przyszedłem na ten świat dla niej, a ona nic.
- Pewnie nic nie wiedziała i dobrze. Nie chce żeby się martwiła o mnie.
- Taa… - odezwali się wszyscy.
                Długo rozmawialiśmy. O dziwo bardzo dobrze się czułem, nawet za dobrze. Miałem umrzeć, hah. Śmieszyło mnie to, ale to była prawda. Cudem wyszedłem z tego.
W nocy nie mogłem spać. Myślałem o niej. O tym, że jutro bierze ślub. Może będzie szczęśliwa, z nim. Nie potrafiłem pogodzić się z ta myślą.
- Siema stary! – usłyszałem głos blondyna.

- Naruto? Jak oni ciebie wpuścili? – podniosłem się trochę na łokciach.
- No wiesz, ma się swoje sposoby. Ej Sasuke telefon ci drży. 
Spojrzałem na niego, ale kiedy zobaczyłem na ekranie ''Sakura,, Myślałem, że wzlecę do nieba. Jednak to co przeczytałem zagrzało złością całe moje ciało.





- Co jest? - spytał, a ja walnąłem pięścią o łóżko. Od razu wystukałem jej numer telefonu i zacząłem dzwonić, ale ona nie odbierała.

- Sakura wychodzi za tego frajera. Oni na pewno ją musieli oszukać! Na pewno! Nie podaruje im! - zacząłem krzyczeć, wiercić się, bić pięścią o łóżko.

****
(Naruto)

Musiałem wyjść, nie mogłem patrzeć jak mój przyjaciel cierpi. jednakże zaraz koło drzwi zauważyłem Sakure, która ściskała nerwowo telefon i płakała tak cicho, że ja z ledwością ją usłyszałem. Na ustach miała przyciśnięta dłoń żeby nikt nie usłyszał jej ciężkich oddechów.
- Sakura, nie potrafisz już być z Sasuke? Przecież tak bardzo go kochasz? - ona się na mnie spojrzała tymi swoimi zamglonymi oczyma i zaczęła biec do wyjścia.








sobota, 16 listopada 2013

15. ''Gdzieś pomiędzy mną, tobą, a prawdą. ''

Z góry chciałam przeprosić za tak długi brak weny! 

Rozdział dedykuje moim czytelnikom, a przede wszystkim Ewie, którą chcę przeprosić, że tak długo musiała czekać <3 Miłego czytania <3 

W wolnej chwili zapraszam na mój nowy pomysł :D http://emilymarzenie.blogspot.com/







Ostatni dzień przed ślubem. Te wszystkie przygotowania doprowadzały mnie do szału. Coraz bardziej moja intuicja podpowiadała mi, że mam uciekać.
                Wstałam z łóżka i tak całą noc nie spałam.  Wszystko zaczęło mnie przerażać.
Najgorzej mieć  świadomość, że jest w moim życiu ktoś, kogo bardzo kocham. Życie bez niego nie ma sensu. Kidy zamykałam oczy widziałam ciemną postać, która jak we mgle rozpływała się, za każdym razem, kiedy otwierałam oczy. On, czy nawet ten ktoś jest moim marzeniem, jest moim wszystkim.
-Panienko Sakuro, śniadanie na stole. – usłyszałam służącą zza drzwi mojej sypialni.
                Nienawidziłam tych naszych wspólnych posiłków. Oni mogli rozmawiać  o czym chcą, ja natomiast miałam siedzieć i jak grzeczna dziewczynka nie udzielać się.
Nie chce tak żyć, ale co mam zrobić skoro jutro wesele?

***
Znów ten sam dzień, ta sama niepewność, to samo cierpienie.
Czas mi nie doskwierał, nic nie mogłem zaradzić swoim koszmarą, a nawet psychice, która jak grom z jasnego nieba zapadała się w ciemną, głęboką otchłań.
Usiadłem przy stole i jak zwykle próbowałem się rozbudzić kawą. Widząc, że to nie daje rezultatów zacząłem brać w tajemnicy przed wszystkimi leki rozbudzające. Niby zaradzały śpiącemu organizmowi, ale występowały coraz częściej skutki uboczne.
-Sasuke zjedź trochę… - nadawała Ino.
-Daj mi spokój… - wstałem i chwiejnym krokiem poszedłem do sypialni.
                Nagle przede mną zjawiła się blondyna i zaczęła mnie ciągnąć z powrotem do kuchni.
- Puść mnie. – powiedziałem.
- Nie Sasuke! Musisz coś jeść. Zobacz na siebie, jak ty wyglądasz?
- Daj mi spokój i zajmij się sobą.
- Sasuke myślisz, że tym sposobem znajdziemy Sakurę? – spojrzałem na nią i gdy miałem już jej wygarnąć, mój telefon zaczął dzwonić.
- Co jest Harry? 
- Mam dla ciebie dwie wiadomości. Pierwsza odnalazłem Sakurę, druga jutro bierze ślub. –  ‘’Co jaki ślub?!’’
- Sasuke pamiętasz te nowe czasopismo w Paryżu, o którym ci wspominałem?
- To było o nich tak?
- Dokładnie. – w jednej sekundzie moje serce zamarło. Poczułem jak moje ciało samo zareagowało i zaczęło biec w stronę samochodu. Poczułem, że mogę ją stracić. Nie patrząc na mój stan, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon zacząłem kierować się na lotnisko. Wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że ujrzałem przed sobą ciemność.

***

Moje życie nabrało innego sensu, kiedy dowiedziałam się o śmierci Edith.
Po tym całym zabiegu zamiast polepszeniu stanu zdrowia, ona umarła. Wszystko znów straciło sens. Najgorsza była świadomość, że coś jeszcze się stało, coś, przez co moje serce, z każdą kolejną sekundą umierało.
Telefon.  Usłyszałam jak z mojej komórki dobija się nieznajomy numer.
- Słucham?
- Sakura?! Sakura to ty?! – wydobył się przerażony głos jakieś kobiety.
- Tak, w czym mogę pomóc?
- Nie wiem, czy pamiętasz Sasuke…  Ale, ale – w słuchawce słyszałam płacz dziewczyny.
- Co się stało?
- Sasuke miał wypadek, kiedy jechał do ciebie! On umiera! – moje serce zamarło. Nie rozumiałam tego zachowania.
                Rozłączyła się, a adres szpitala wysłała mi sms-em.
Mój odruch był jednoznaczny. Musiałam się z nim spotkać, choćbym miała iść do niego po trupach.
Wiedziałam, że jeżeli wyjadę teraz to na pewno nie zdążę na ślub, którego zresztą nie chciałam. Postanowiłam uciec.
Tego samego dnia w nocy zabrałam połowę swoich rzeczy, zamówiłam taksówkę i poleciałam pierwszym samolotem do USA.
Koszmary, które mnie prześladowały, musiało coś w tym być.
Do głowy napływały mi wspomnienia, wszystkie tyle, że jak przez mgłę. 

***

Miłość boli. Definicja miłości jest nie zgodna z uczuciami. Nie ma wsparcia, zaufania, niczego. Jesteśmy sami z uczuciem. Najgorszą rzeczą, jaką może być to stracenie ukochanej na zawsze.
                Ta ciemność.
-Dlaczego tu tak ciemno? – spytałem.
 W pewnym momencie dookoła mnie zauważyłem porozrzucane karty. Kiedy wziąłem jedną do ręki zobaczyłem w niej siebie i Sakurę. Zacząłem przeglądać następne i następne, wszystkie pokazywały nasze wspólne chwile.
- Sasuke.. – usłyszałem szept przede mną. Nie mogłem zobaczyć twarzy, było zbyt jasno.
- Sasuke moje dziecko. – wstałem i spojrzałem przed siebie.
- Mamo? Mamo, to ty?! – spytałem podenerwowany.
- Sasuke, ty nie możesz umrzeć. Całe życie przed tobą. – poczułem ciepło, gdy złapała mnie za rękę.
- Mamusiu, tak bardzo przepraszam.
- Pamiętaj, masz się nie poddawać.
- Już to zrobiłem, mamo. Dziewczyna, w której jestem zakochany ma jutro ślub.
- Skąd wiesz, czy jest szczęśliwa? Czasami nasze domysły to tylko przepuszczenia.
- Mamusiu, nie odchodź zostań.
- Jestem tu.
- A gdzie my właściwie jesteśmy?
- Gdzieś pomiędzy prawdą, kłamstwem, niebem, a piekłem.
- Dlatego tu tak ciemno? A co jest za tym światłem w oddali?
- Nicość. Światło jest po to, byś wybrał.
- Wybrał, co?
- Twój koniec, czy życie. – przyjrzałem się.
- Wydaje mi się, że jest tam pięknie.
- Pięknie…

***

Weszłam do szpitala. Kiedy pojawiłam się w holu wszyscy się na mnie gapili.
Podbiegła do mnie kobieta w czarnych, długich włosach trzymając na ręku małego chłopca.
- A ty po co tu przyjechałaś?! Wszystko przez ciebie! To przez ciebie Sasuke jest w takim stanie, że…  ŻE MOŻE NAWET UMRZEĆ! – Podbiegłam do pierwszego lepszego lekarza.
- Proszę mi powiedzieć, gdzie leży Sasuke Uchiha?! Błagam! – krzyknęłam ze łzami w oczach.
- Nie można odwiedzić w tej chwili pacjenta. Jest w śpiączce.
- Muszę go zobaczyć, chociaż przed szybę, na chwilę…
- Niech doktor ją wpuści. – powiedział blondyn. Wszyscy stali w szoku, natomiast lekarz zaczął mnie prowadzić do chłopaka.

Przeszliśmy wzdłuż korytarzem, ale kiedy doszliśmy do sali, w której leżał  poczułam dreszcze i niesamowity niepokój. 

czwartek, 26 września 2013

14. ''Nie pozwolę drugi raz cię stracić!''

Zdziwiony chłopak propozycją wspólnika z interesów chętnie chciał się dowiedzieć jak wygląda córka pana Haruno. Kiedy zobaczył zdjęcie, od pierwszego wejrzenia spodobała mu się. Zielone, duże oczy, niespotykane włosy i ta twarz. Chciał ją. Można powiedzieć, że jednym słowem ‘TAK’ kupi ją, a wszystko po to by połączyć dwie korporację. Rosła w nim namiętność na samą myśl o niej. Potem przypomniał sobie ją jak siedziała na ławce i płakała.
-  Co jeśli się zgodzę? – spytał patrząc intrygująco na wizerunek dziewczyny.
- Urządzimy przyjęcie weselne. – powiedział nie zastanawiając się, że właśnie sprzedaje córkę do własnych interesów.
- Wszędzie musi być jakieś, ‘ale’, także niech pan powie gdzie jest haczyk? – mężczyzna zapalił cygaro, pociągnął dym nikotynowy głęboko w płuca, po czym wypuścił i przepił kawą.
- Moja córka jest chora i niektórych wydarzeń nie pamięta, ale tylko tych z przeszłości.
- Przecież liczy się teraźniejszość. – roześmiał się zuchwale.
- Dokładnie, więc zrobimy tak…

***

- Wstawaj śpiąca królewno…- usłyszałam przyjemny szept przy uchu.
- Mmm… - rozciągnęłam się i otworzyłam oczy. Kiedy zaczęłam się rozglądać przede mną stał czarnowłosy chłopak z wczoraj, uśmiechał się trzymając koszyk z owocami i pęk czerwonych róż.
- Dlaczego tu jesteś? – spytałam zdziwiona jego najściem.
- Jestem tu, bo o mnie się nie zapomina. – Jego pogodny uśmiech sprawił lekki dreszcz na moim ciele. Wyciągnął mandarynkę z koszyka, obrał ją i położył na dłoni.
- Wcinaj.  -usiadł obok mnie na fotelu.
Wzięłam kawałek do ust i spoglądałam na jego pogodny wyraz twarzy. Jak, z każdą sekundą rośnie we mnie ekscytacja i nie wiarygodna energia. Samo oglądanie jego twarzy stworzyło nie wiarygodną aurę.
- Jak ty masz na imię? – spytałam biorąc kolejny kawałek owocu do ust.
- Sasuke.  – zamarłam.  Skąd ja znam to imię? Z każdym dniem moje życie zaczęło mnie intrygować.
                Nagle do sali weszła chora dziewczyna. Bez włosów, ale pomimo tego była śliczna i skądś ją kojarzyłam.
- Kim jesteś? – spytałam.
- Sakura.. Sakura! Muszę chyba tu się przenieść żebyś mnie zapamiętała. Jestem Edith, znów zapomniałaś? – usiadła na moim łóżku z drugiej strony niż Sasuke. Dopiero teraz sobie ją przypomniałam. To moja przyjaciółka, z którą tu rozmawiam.
- O! To ty jesteś tym sławnym fotografem? – zapytała czarnookiego.
- Tak, Sasuke Uchiha. – znowu przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nie rozumiałam tego, co się ze mną dzieję.

***

Przychodziłem każdego dnia. Widać było, po Haruno, że z każdym kolejnymi odwiedzinami coraz więcej pamięta, a energia do niej powraca. Stawała się silna.
                Wszystko wydawało się idealne, kiedy następnego dnia Sakura zniknęła ze szpitala.
Nikt nie chciał mnie poinformować, kim była osoba, która zabrała Zielonooką. Myślałem,  że się czegoś dowiem od Edith, ale jej również nie było. Biegałem po szpitalu i pytałem wszystkich gdzie jest Sakura. Nikt mi nie odpowiedział. Dopiero, gdy spotkałem pielęgniarkę-Alice powiedziała mi, że Sakurę i Edith zabrali jacyś mężczyźni. Mieli zgodę prawną, więc domyśliłem się, że to wszystko to sprawka jej ojca. Najgorsze było to, że znowu mogłem ją stracić.
                Od razu zadzwoniłem do mojego detektywa by namierzył pana Haruno.
Zajęło mu to dokładnie godzinę i już wiedziałem gdzie są.
Poleciałem pierwszym samolotem do Londynu gdzie przybywali. Nie pozwolę drugi raz ją stracić.
Tego samego dnia byłem na miejscu.

***

Gdzie ja jestem? Dlaczego ja tych ludzi nie znam i mnie zabierają? Dobrze, że Edith była obok. Nie bałam się tak bardzo. Po jakimś kwadransie dojechaliśmy na miejsce.  Była to ogromna rezydencja, wszędzie drzewa, kwiaty, a po środku fontanna. Przed tą Villą stali służący i dwoje mężczyzn. Jednego kojarzyłam, ale tego drugiego widziałam pierwszy raz na oczy. W garniturze, czerwone włosy, a zielone oczy widać było już z daleka.
Kierowca otworzył nam drzwi i pomógł wysiąść. Stałam tam w szlafroku ze szpitala. Dranie nawet nie dali mi się przebrać.
- Panna Sakura jak nie miewam? – uśmiechnął się nieznajomy czerwono włosy.
- Możesz gadać normalnie, a nie ze średniowiecza? – spojrzałam na niego jak na kretyna, co chyba mu się to spodobało.
- Widzę córciu, że od rana ci humor dopisuje. To jest Sasori no Akasuna. Przywitaj się.  – dopiero wtedy przypomniałam sobie, że to mój ojciec. Wszystko byłoby piękne, ale dlaczego go nienawidziłam? Działał mi na nerwy.
- Dzień dobry. – podałam rękę, na co chłopak pocałował moją dłoń. Miał coś takiego w sobie, że trudno mi było oderwać wzroku od niego.
                Kiedy weszliśmy do pomieszczenia wszystko, ale to wszystko było ze srebra lub złota.  Stałam i w zachwycie oglądałam obrazy, podłogę, która też była ze srebra, sufit z ozdobami. Myślałam, że jestem w pałacu.
- Wooow…. – powiedziałam szeptem obracając się w środku holu.
- Chodź coś ci pokażę.  – czerwono włosy złapał mnie za rękę i poprowadził na górę schodami do ogromnej sypialni. Wielkie łoże, ogromne okna i te niesamowite widoki.
- Po lewo jest twoja garderoba, a po prawo łazienka. – uśmiechnął się.
- Ja tu śpię sama, tak?
- Na razie tak.
- A gdzie śpi Edith? – spytałam.
- Ona śpi obok twojego pokoju. Chcę ci coś jeszcze powiedzieć. Edith może mieć operację i wyzdrowieć, jeśli tylko ty chcesz żeby wyzdrowiała.
- Chcę! Pewnie, że chcę! Edith to moja przyjaciółka. – powiedziałam.
- Także jutro pojedzie na badania. Ubierz się, bo za jakieś dwie godziny mamy samolot do Paryża.
- Jak to ‘my’ ?
- No ja, ty, twoja przyjaciółka i twój tata. Mamy tam pozostać przez jakiś czas. Znam dobrą klinikę, która pomoże tobie i Edith.
- Dobra, daj mi chwile. – Sasori wyszedł, a ja zaczęłam się rozglądać po pokoju. Zastanawiałam się skąd ma tyle kasy na to wszystko. Oglądając natknęłam się na album zdjęciowy. Dziwne, albumy powinny zawsze leżeć na półkach albo w szafkach, szufladach, ale nie na wierzchu. Może położyli go tu specjalnie, żebym coś sobie przypomniała.
Postanowiłam otworzyć album jak się wykąpie i ubiorę.
Cały ten dom był zadziwiający.
Kiedy się odświeżyłam podeszłam do garderoby. Garderoby? Wyglądała jak ogromy sklep z ubraniami! Wielki i z różnymi rzeczami, butami, wszystkim. Ubrałam pierwszą lepszą sukienkę, szpilki, upięłam włosy w koka i wyszłam.(Sukienka Sakury KLIK) Zapomniałam jednak zajrzeć do albumu.
Zeszłam szerokimi schodami na dół, a wzrok czerwonowłosego wbił się we mnie.
- Jedziemy? – zaproponowałam, a już na dworze stała czarna limuzyna.

***

Jechałem samochodem jak najszybciej do tej całej rezydencji Akasuna.  Jednak nie spodziewałem się tego, co usłyszę.
- Panicz Sasori razem z państwem Haruno wyjechali do Paryża. Nic więcej mi nie wiadomo.  –oznajmiła służąca.

- Niech to szlak! – wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Harrego.





Rozdział dedykuje wszystkim czytelnikom. :)
Myślę, że rozdział się podobał. Wasze opinię proszę wyrazić w postaci komentarza :)
Do zobaczenia :>

niedziela, 22 września 2013

13. ''Nie pamiętam cię..''

Stałem i spoglądałem na jej zblaknięte tęczówki.  Dziewczyna przyglądała mi się bardzo dokładnie, po chwili wstała i zaczęła powoli iść w moją stronę podtrzymując się stojaka na kroplówkę. Podbiegłem do niej i przytuliłem jej kruche ciało. Sakura nie wyglądała tak jak kiedyś. Wychudzona, brak życia i te oczy. Chciało mi się po prostu wyć, zabić, cokolwiek. Lekarze przygotowali mnie do tego widoku, ale nie oczekiwałem, że będę tak to znosił.
- Sakura, przepraszam za wszystko. Tęskniłem, każdego dnia, od kiedy wyjechałaś. Od dziś będę z tobą zawsze. – dziewczyna z ledwością odsunęła się ode mnie, spojrzała w moje oczy i podeszła do wyjścia.
Poczułem dziwne zakłopotanie.

***
~Kim był ten człowiek, przy którym moje serce zaczęło szaleć? – odwróciłam się jeszcze i spojrzałam w kare tęczówki, które były tak smutne, a za razem szczęśliwe, że dawało mi to dziwny spokój, a za razem niepokój.
Zaprowadzili mnie do sali, gdzie spędziłam praktycznie moje życie. Usiadłam i myślałam o wyrazie jego twarzy. Pełen nadziei, a kiedy go wyminęłam spłynęła mu łza.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Była to moja lekarka.
- Sakura, mogę wejść?
- Taak.. – przytaknęłam. Kobieta usiadła obok mnie i ściąga strzykawką krew do małej, szklanej fiolki.
- Nie rozpoznajesz tego chłopaka? – spytała.
- Nie.
- Może porozmawiaj z nim. Wydawało mi się, że pięć lat temu opisywałaś właśnie jego.
- Może. Chce odpocząć. – położyłam się delikatnie i zamknęłam oczy.
- Żebyś potem nie żałowała, że nie spróbowałaś. – wyszła.
                Zasnęłam. Głupi zamęt!
***

Siedziałem naprzeciwko drzwi gdzie spała Sakura. Jej stan był nie do opisania. Nie rozpoznawała mnie, a to już przyprawiało mnie o złość. Postanowiłem wejść do pokoju. Po cichu, zobaczyć, pogłaskać.
Otworzyłem drzwi i zajrzałem. Serce biło tak mocno jak nigdy wcześniej. Była pogrążona we śnie. Podszedłem do niej i delikatnie zdjąłem kosmyk włosów z jej twarzy. Zamruczała, co sprawiło moje serce w szał. Brakowo mi jej tak bardzo. Usiadłem tuż obok i złapałem za rękę.

***

- Co jest..? – otworzyłam oczy, a obok łóżka zobaczyłam nie dawno widzianego chłopaka, który spał i ściskał moją dłoń.  Nie wiedziałam, co zrobić. Czy odrzucić dłoń z jego uścisku, czy dalej się mu przyglądać. Przestraszyłam się, kiedy moje serce zaczęło szybciej bić. Wyrywając chłopaka ze snu próbowałam w jakiś sposób opanować moje emocje, które coraz bardziej napierały na moje ciało. Miałam ochotę tego obcego faceta pocałować, wyściskać. Tyle, że go nie znałam i to mnie powstrzymywało.
- Sakura.. – spojrzał na mnie uśmiechnięty. Jego czarne tęczówki wyglądały tak cudnie, że z każdą kolejną sekundą uzależniałam się od nich. Działał na mnie hipnotyzując moje ciało.
- Co tu robisz? – powiedziałam podtrzymując się jedną ręką.
- Ja.. Sakura… Ja cię kocham… - odwrócił głowę, a ja znowu dostałam ‘ataku’ szybszego bicia serca.
- Nie znam cię…  - powiedziałam odwracając wzrok.
- Ależ znasz, Sakura! Nie pamiętasz naszej ostatniej nocy? Nie pamiętasz jak było miło, dopóki twój ojciec nie przyjechał? Musisz coś pamiętać! – złapał mnie za ramiona i wlepił swoje zamglone od łez oczy.
- Naprawdę, nie pamiętam cię. Daj mi spokój! – krzyknęłam w końcu. Sama nie wiedziałam już, co ze mną nie tak. W głębi siebie czułam, że skądś go znam, a z drugiej strony nie chciałam nawet o ty myśleć.
Nieznajomy po tych słowach wyszedł z sali.

***

Tymczasem w domu Haruno.
- Jeżeli pan nie zapłaci tych czterech milionów i nie połączy się z korporacją Akasuna no Sasori będzie pan musiał zamknąć firmę i spłacić dług. Z tego, co wiem ma pan córkę. Niech wyjdzie za mąż za pana Sasoriego.
- Moje córka jest chora i nikogo nie rozpoznaje.
- To może lepiej żeby zaczęła rozpoznawać? Ma pan czas do poniedziałku. Do widzenia.

Chwila ciszy, po czym wyjął komórkę.

- Sasori? Masz czas się spotkać?
- Jasne, a o co chodzi?
- O moją córkę. 

Jakieś trzydzieści minut później. 

- Jestem tu w nietypowej sprawie. 
- Słucham, w czym mogę pomóc?
- Czy chciałbyś się ożenić z Sakurą?









Tak wiem, że krótkie, ale chora jestem, a chciałam dzisiaj coś wstawić. Za tydzień postaram się dłuższy rozdział wstawić. Jakieś pytania? Zapraszam na aska:KLIK

piątek, 13 września 2013

12. '' Ponieważ jest najważniejsza..''

- Chłopcze, czy ty mnie straszysz?  - roześmiał się.
- Sam zacząłeś.  – uśmiechnąłem się złowrogo.
- Śmieszny jesteś. Myślisz, że wyciągniesz ode mnie informacje na temat mojej córki?
- Ty nawet nie zasługujesz na miano ojca, zdrajco. Nie dość, że nie ma matki to zabierasz ją od przyjaciół?!
- Zrobiłem to dla jej dobra. – rozsiadł się na sofie jak gdyby nic się nie stało. Śmieć.
-  Stoczył się Pan. Na dobre. – spojrzałem na niego jak na ostatniego kretyna.
- Sakura jest pod dobrą opieką. – uśmiechnął się chamsko.
- Jaką opieką? Ja muszę ją zobaczyć. Wystarczy tylko, że ją zobaczę i dam spokój. – spojrzałem głęboko w jego brązowe tęczówki, które były obojętne na to, co mówię.
- Niech stracę. Byle żebyś mi dał spokój. – przełamał się.
- No, więc gadaj! Gdzie jest, Sakura?!
- Jest w Seattle w klinice w małej wiosce. Ta klinika jest mało znana, ale niby skuteczna. – zacząłem się denerwować. Sakura i klinika?
- Jak to w szpitalu? – zapytałem zszokowany.
- Ona umiera. – moje serce zamarło. Nie potrafiłem się nawet ruszyć.
                Mężczyzna wstał podał mi kartkę z adresem i wyszedł z gabinetu. Nic nie powiedział, po prostu wyszedł.
Tego samego dnia wyjechałem do Seattle.

***

- Sakura musisz wziąć tę lekarstwa! – wydzierała się lekarka.
- Nie chcę, nie mogę. – powiedziałam ochrypniętym głosem.
- Jeśli ich nie połkniesz staniesz się jeszcze słabsza.
- Nie chce…
- W takim razie będę musiała dać ci je siłą. – i wyszła z pokoju.
Leżałam sama pośród czterech, białych ścian. Czułam się samotna. Nie rozumiałam zmian, które zachodziły w moim umyślę. Była w nim pustka. Pamiętałam tylko, niektóre urywki wydarzeń.
Czułam przygnębienie i coraz częściej przeszkadzał mi ból. Nie rozróżniałam osób dookoła mnie. Wiem tylko, że zapomniałam także o kimś, kogo bardzo kochałam. Życie bez niego nie miało sensu.
Pośród wszystkiego była nicość, a po niej miłość. 

***

- Przepraszam, gdzie znajduję się Sakura Haruno? – zapytałem recepcjonistki.
- Kim pan jest dla pacjentki? – spojrzała na mnie, a potem w komputer.
- Jestem… Z dalekiej rodziny… - powiedziałem.
- Drugie piętro, pokój 203. Proszę jednak zachować spokój. – przytaknąłem, ale kiedy miałem wchodzić do windy zaczepiła mnie kobieta w białym fartuchu.
- Przepraszam, czy może Sasuke Uchiha?
- Tak, czy coś się stało?
- Niemożliwe… Jestem lekarką prowadzącą chorobę Sakury. Pięć lat temu opowiadała mi o tobie. Może pójdziemy do mojego gabinetu? – odetchnęła.
- Ja muszę z nią porozmawiać. Tak długo jej szukałem. – spojrzałem jej głęboko w oczy. Musiałem ją zobaczyć. Tak bardzo tęskniłem. Czekałem na nią 1825 dni. Za każdym razem próbowałem znaleźć. Chciałem dotknąć, pocałować, spojrzeć na nią, choć przez chwilę.
- Potem, najpierw musisz się przygotować na to, co za parę minut zobaczysz. Chodź ze mną do gabinetu.  – oznajmiła poważnie.

***
- Cześć Saki! – usłyszałam znajomy głos. Powoli uniosłam się i spojrzałam na twarz dziewczyny.
- Kim jesteś? – spytałam z przerażeniem.
- No to ja Edith, znowu mnie zapomniałaś?! – podeszła do mnie trzymając się kul.
- Znajomą masz twarz… - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Zabieram cię na poddasze! – złapała mnie za rękę i powoli pomogła mi wstać.
- Ale nie mogę wyjść, nie wzięłam tych wstrętnych lekarstw! – spojrzałam na nią. Dziewczyna nadal się uśmiechała. Była taka śliczna, choć nie miała włosów. Jej urok i poczucie humoru pomógł mi wyjść na powietrze. Wtedy przypomniałam sobie ją. W tym ogrodzie się poznaliśmy.
- Pamiętam cię! Przepraszam, że cię ponownie zapomniałam. Nie wiem, co się dzieje. – Byłam taka słaba, że jeździłam już na wózku inwalidzkim i coraz częściej zapominałam o tym, co było. Nie poznawałam osób i było to dla mnie naprawdę przykre. Bałam się.

***

- Sakura jest chora na loconosserent. Jest to choroba wywołana większymi usterkami zdrowotnymi, takimi jak: utrata bliskich osób, załamanie nerwowe, śmierć. Choroba ta ma różne stadium. Pierwszy z nich to: stopniowe zmiany w mózgu (zapominanie imion itp.), gorączki, brak apetytu. Drugie to: średnia utrata świadomości, niedokrwistość, zanikanie pamięci np. Niektórych wydarzeń, biała skóra ( jak u nieboszczyka), ograniczona odporność. Trzecie: Utrata odporności, zbyt częste utraty przytomności, zanik pamięci, a najgorsze śmierć. – siedziałem sparaliżowany.
- Aaa-a-a… Sakura…, w jakim jest stadium? – wydukałem.
- Między drugim, a trzecim stadium. Dlatego trzeba jej natychmiastowo pomóc. Opowiadała mi o panu. Był pan dla niej bardzo bliski. Bliższy niż jej ojciec, więc być może zmiany mogą ustąpić, albo..
- Pogorszyć się?
- Dokładnie…. – wstałem z fotela.
- Chce ją zobaczyć, teraz!

*** 

-  Sakura, musisz ćwiczyć. Przecież nie możesz nikogo nie pamiętać.
- To nie ode mnie zależy. Po prostu zapominam… - przegryzłam z ledwością wargi.
- Sakura? – usłyszałam męski głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam chłopaka o czarnych jak węgiel włosach, ciemnych oczach, które pod wpływem słońca błyszczały jak nie jeden diament, jego postura, wszystko było idealne. Z jego czarnych jak smoła tęczówek wypływały łzy, które panował się zatrzymać. Jego twarz ukazywała ból, tęsknotę i radość. Moje serce zabiło kilkakrotnie mocniej, a po policzku popłynęła łza, choć tego nie rozumiałam. Nie znałam tego mężczyzny, ale serce podpowiadało mi, co innego.

- Znamy się?


Jak na razie tyle ;)
Do zobaczenia w następny piątek :) 

wtorek, 10 września 2013

11. '' Koniec gry! Myślisz, że jesteś taki cwany?! ''

Siedziałem już w poczekalni na lotnisku i żegnałem się z przyjaciółmi. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ale nie chciałem zostawić tej całej sytuacji z Sakurą. Dla mnie ona była najważniejsza. Pomimo tych straconych pięciu latach. Bałem się również tego, że kiedy ją spotkam, ona nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Moim przeznaczeniem jest być zawsze blisko niej, bez względu na to, co ma mnie czekać w przyszłości.
- Dbaj o siebie, stary! – przytulił mnie Itachi.
- A Ty dbaj o nasze interesy.
- Sasuke, wierzę, że w końcu ją odnajdziesz. – puścił mnie i odszedł kawałek. Po jego minie szybko można było odczytać, że będzie tęsknił. Ten opiekuńczy brat, no, ale za to go kochałem.
- Samolot do Ameryki odlatuje za 20 minut, prosimy przejść do wyznaczonego miejsca!
- Na mnie czas, trzymajcie się! – wkraczałem do nieznanego świata. Świata, w którym miałem znaleźć ukochaną.

***

- Dzisiaj wyjdziesz na świeże powietrze, porozmawiałam z lekarzem prowadzącym i stwierdził, że to będzie dobry sposób byś jakoś wróciła do dawnej siebie. – spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Mój ojciec o tym wie? – spytałam ledwo podpierając się z polowego łóżka. Było takie niewygodne, że codziennie po paręnaście razy przeszywały mnie skurcze. Zwijałam się z bólu, jednak bałam się im o tym powiedzieć. Kto wie, może i by mi dali następne zbędne leki, których już miałam dosyć.
- Nie i lepiej żeby się nie dowiedział. Chodź. – złapała mnie za ramię i zaczęła prowadzić do drzwi.
- Kiedy mnie stąd wypuścicie? – spojrzałam na nią błagalnie. Miałam dosyć tej uwięzi, która w pewnym stopniu zaczęła mnie przerażać.
- Pan Carl kazał na razie bacznie cię obserwować. Niczego nie mogę tobie obiecać, ale muszę coś zrobić. Sakura ja cię naprawdę polubiłam. Jesteś dla mnie jak przyjaciółka. – kobieta mnie zadziwiała. Choć niestety musiałam się z nią zgodzić. Też ją traktowałam, jako przyjaciółkę. Tylko ze mną spędzała dużo czasu. Od pięciu lat tylko jej się wyżalałam, zataiłam jednak fakt o Sasuke. Dlaczego? Sama nie mogę tego zrozumieć. Temat o nim sprawił, że jeszcze gorzej się czułam. Czułam, że tam w środku zaczęłam umierać. Nie tylko po tym rozstaniu ucierpiało moje zdrowie, ale także serce i dusza.  Moje życie straciło sens, a wszystko przez mojego ojca. Tak bardzo brakowało mi matki, a ta pielęgniarka podczas tych pięciu cholernych lat, była mi bliska do tego stopnia, że potraktowałam ją, jako rodzinę.
- Ile pani ma lat? – zapytałam, choć wiedziałam, że nie lubi jak mówię do niej na ‘PANI’.
- Jestem Alice i nie pani! Kochanie przecież mówiłam ci już ile mam lat. – pogłaskała mnie po policzku.
- Mam za krótką pamięć. – uśmiechnęłam się z ledwością.
- Trzydzieści dwa lata, złotko. Chodźmy. – ponownie zaczęliśmy iść.
                Korytarze szpitala wyglądały bardzo przytulnie, lepiej niż w tych małych pokojach. Ściany pomalowane na beżowo, mały telewizorek w oddali, a dookoła chodziły rozbawione dzieci. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Po lewo była garderoba, w której znajdowały się ubrania pacjentów. Kurtki, buty, spodnie i inne takie. W oddali stało ogromne lustro. Alice puściła mnie, a ja podtrzymując się stojaka na kroplówkę, którą miałam przyłączoną do mojej prawej ręki podreptałam do zwierciadła. Kiedy ujrzałam moją twarz, mój wygląd… To było nie do opisania. Biała skóra, sine usta i ten brak życia. Włosy, opadały do ramion. Nie miałam już takich długich, do pasa. Szybko odsunęłam się od mojego odbicia. Nie chciałam na siebie patrzeć. Mój stan to tylko wina mojego ojca.
- Chodź Saki, pomogę ci się ubrać. – spojrzałam na moją teraźniejszą przyjaciółkę.
- Kiedy to wszystko się skończy? – zapytałam, kiedy ona pomagała mi się przebrać w cieplejsze ubrania.
- Ja, ja sama nie wiem. – powoli usiadłam na kwadratowej pufie i spojrzałam na nią.
Założyła mi ciemno niebieskie spodnie, które oplatały dobrze moje ciało, kolorową tunikę i na to ciepły sweter oraz szary płaszcz sięgający mi do ud. Buty miałam sportowe adidasa.
Bałam się wyjść na powietrze, ponieważ nie wiedziałam jak organizm na to zareaguje. W końcu pięć lat w zamknięciu?
- Dzisiaj wejdziemy na dach, tam na taras. Jest tam też ogród. Spodoba ci się. – weszliśmy do windy. Nigdy bym nie przepuszczała, że będę umierać tutaj, przez kogoś bliskiego.
                Dźwięk otwierających się drzwi sprawił, że zadrżałam.  Lekko oślepiło mnie światło, a do nozdrzy napłynął zapach czystego, świeżego powietrza. Powoli zrobiłam krok do przodu. Widocznie moje ciało potrzebowało tlenu, normalnego tlenu – powietrza.  Dookoła biegały dzieci, spacerowali pacjenci, a w głębi znajdował się ogród z różnorodnymi kwiatami. Czułam się jak w innym świecie.
- Ale tu ślicznie! – wydukałam.
- Możesz się tu rozluźnić, ale czas mamy ograniczony do półtorej godziny, więc wykorzystaj go jak najlepiej. – czułam się szczęśliwa.
- Cześć, jestem Edith Greenis. – za mną stała niewysoka dziewczyna, z długimi, brązowymi włosami, jej twarz była promienna, a jej szczupłe ciało przyprawiło by nie jedne modelki o kompleksy.
- A ja Sakura Haruno. – uścisnęłam z ledwością jej dłoń. Byłam strasznie osłabiona. Potrzebowałam usiąść.
- Widzę, że jesteś słaba. Może pójdziemy pogadać w ławce?
- Tak, chętnie. – dziewczyna złapała mnie za rękę i promiennym wzrokiem poprowadziła do drewnianej ławki. Spojrzałam jeszcze raz na twarz dziewczyny, na moje oko miała z dwadzieścia jeden lat.
- Na, co jesteś chora? – spytałam.
- Mam raka. – oznajmiała uśmiechając się, choć widziałam, że to jest sztuczny uśmiech.
- Przykro mi… - opuściłam głowę.
- Nie martw się, już przywykłam do tej choroby, a ty, dlaczego tu się znajdujesz? – spojrzała na moją twarz.
- Szczerze? Nawet ja nie wiem. Wiem tylko, że coraz bardziej słabnę. – Edith przyglądała mi się dokładnie. Chociaż miała wypisaną śmierć na swojej drodze, ona uśmiechała się i cieszyła życiem.
                Od tamtej pory codziennie ze sobą rozmawialiśmy. Staliśmy się sobie bliskie. Dowiedziałam się, że jest z biednej rodziny, a tylko ten szpital ją przyjął i zapewnia leczenie. Wszystko opłaca jej dawny wujek, tylko on wierzy, że ona wyzdrowieje. Edith była pierwszą osobą, której powiedziałam o mamie i Sasuke.
- Myślisz, że twój przyjaciel cię szuka?
- Wolałabym nie, widzisz sama. Choroba postępuje bardzo szybko. Może za jakieś półtora roku umrę. Nie chce żeby cierpiał, a może założył rodzinę? Oh, jak ja tęsknie za moimi przyjaciółmi. Jestem ciekawa jak wygląda dziecko Hinaty-chan. Wpadła z Naruto jak miała siedemnaście lat. – rozpamiętywałam dawne czasy. Brakowało mi ich. Kto by powiedział, że moje życie będzie wyglądać tak smutno.
- Moi przyjaciele się ode mnie odwrócili, kiedy dowiedzieli się, że jestem nieuleczalnie chora.
- Ile lat lub miesięcy jesteś chora?
- Trzy lata. Lekarze mówią, że dają mi czas do świąt Bożego Narodzenia. Potem, chyba sama wiesz… - przytuliłam ją, a po policzku poleciała łza.
- Naprawdę nie da się nic zrobić?
- Niestety nie, ale proszę nie płacz. Jeżeli ty będziesz płakać, to, co ja zrobię, kiedy mnie nie będzie przy tobie? – przytuliła mnie mocniej.
- Mniejsza o mnie. Potrafiłabyś mi wymienić imiona swoich przyjaciół? – spytała.
- Tak! Hinata, Ino… - zamilkłam.
- Co jest Sakura? – położyła mi rękę na ramieniu.
- Ja… ja nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętam! – rozpłakałam się i zaniemówiłam z niedowierzania.

***

Minęły dwa miesiące, od kiedy zamieszkałem w Ameryce. Nachodziłem ojca Sakury codzienne, jednak za każdym razem stwierdzał, ze nie ma córki. Zatuszował to gnojek. Czułem, że z nią dzieje się coś nie dobrego. Jeśli myśli, że przestanę jej szukać, to się myli.
                Szukałem, w każdym szpitalu, opiekach. Nikt nie słyszał o Sakurze Haruno. Powoli zaczynałem myśleć, że umarła. Jednak serce podpowiadało mi inaczej. Mówiło walcz, szukaj!
Jak każdego wieczoru siedziałem godzinami przed komputerem i sprawdzałem jeszcze raz po szpitalach, czy ktoś zna dziewczynę o imieniu Sakura.
- Sasuke… - usłyszałem głos Harrego w słuchawce.
- Nie spoczne, odnajdę ją.
- Musisz, w końcu dać sobie spokój. Popadasz w paranoje, nie rozumiesz?
- Nie spocznę, dopóki jej nie odnajdę. Wyrwę mu serce, zabije, a wyjawi mi gdzie jest Sakura.
- Co jeśli się dowiesz, że ona nie żyje?
- Wtedy…
- …a jeśli ona się ożeniła i ma gromadkę dzieci?
- Wtedy będę się cieszył razem z nią jej szczęściem, dlatego nie próbuj mi wybijać pomysłu z jej odnalezieniem.  Znajdę ją, chociażby zajęło mi to paręnaście lat, a ją odnajdę. – rozłączyłem się.
                Ze szklanego stolika zabrałem butelkę whisky i podszedłem do widoku na miasto. Mieszkałem w apartamentowcu, więc widok z tego centrum był niesamowity.
- Znajdę cię, ponieważ jesteś jedyną kobietą, którą zdołałem pokochać tak mocno. – odkręciłem butelkę i wziąłem paręnaście łyków. Zaszumiało mi w głowie.
                Następnego dnia znowu pojawiłem się przed gabinetem pana Haruno. 
Podeszła do mnie chyba jego sekretarka.
- W czym mogę pomóc? – spytała.
- Chce pomówić z dyrektorem firmy, jestem z prasy. – pokazałem fałszywą plakietkę. W końcu nie było żadnego problemu. Jestem słynnym fotografem.
- Ach, panie Uchiha. Proszę poczekać w gabinecie. – uśmiechnęła się zalotnie.
- Niech pani nie mówi mu, kim jestem. – oznajmiłem wchodząc do środka pomieszczenia.
- Ależ naturalnie! – odeszła.
                Gabinet przypominał raczej najdroższy pokój, w apartamentowcu. Jedynie łóżka zastępowały sofy ze skóry. Rozsiadłem się i czekałem na szanownego biznesmena.
- Przepraszam, że pan musiał na mnie czekać, musiałem wypisać czek. – odwróciłem się.
- Ochrona! – zaczął krzyczeć, a ja szybkim ruchem przycisnąłem go do ściany, zamykając przy tym drzwi od środka.
-  Jeszcze raz krzyknij, a wyrwę ci serce gołymi rękoma. Usiądź spokojnie, a ja pozadaje ci parę pytań. – oznajmiłem całkiem spokojnie. W jego oczach zobaczyłem przerażenie.
Mężczyzna zrobił dokładnie to, o co go poprosiłem.
- Teraz grzecznie powiedź, gdzie jest Sakura i mi tu nie wyjeżdżaj, że nie masz córki.
- Myślisz, że jesteś taki cwany? Ja też mam wtyki, nawet w mafii. – zaczął się wywyższać.

- Jesteś pewny, że chcesz ze mną zadrzeć?


Postanowiłam trochę wcześniej dodać rozdział.
A co do błędów, czasami piszę szybko i nie zauważam ich. Dlatego przepraszam, ale żeby się już nie powtarzały te same błędy itp zainstalowałam dobry program do pisania opowiadań i raczej nie powinno być błędów. Także przepraszam i zachęcam do dalszego czytania moich opowiadań.
A i jeszcze mała informacja dotycząca bloga. Będę teraz dodawać rozdziały jak znajdę trochę wolnego czasu. Jestem w liceum i na prawdę trudno mi podzielić czasami obowiązki tym bardziej, że mamy ciężki grafik ;x Cały tydzień kartkówki i testy. Myślę, że jakoś zaakceptujecie to. W razie czego możecie mnie obserwować na facebooku, tam na stronie dodaje informacje z rozdziałami: Sasu-Saku-love.
Miłego dnia.